Z przykrością muszę Wam powiedzieć, że jednak nie dam rady :(
Nie będę się rozpisywać, chcę tylko zawiadomić, iż
ZAWIESZAM BLOGA DO ODWOŁANIA
Nie wiem kiedy wrócę do tej historii. Może za miesiąc?...
Pozdrawiam Was serdecznie, lecz z podłym nastrojem :(
Paulineee
,,Miłość to nie igraszka czasu (...) Miłości nie odmienią chwile, dni, miesiące: ona będzie trwać - i trwać będzie po sam kraj zagłady'' Wiliam Szekspir
czwartek, 28 lutego 2013
sobota, 23 lutego 2013
info
Sorki, nie mam weny ostatnio. Poza tym PRÓBUJĘ OGARNĄĆ 3 BLOGI, ludzie!
3 BLOGI !!!!!!!
To dość ciężkie zajęcie i, niestety, zastanawiam się, czy aby nie zawiesić TEGO bloga, bo gorzej mi idzie pisanie właśnie tej historii :( Moja wena ma dziwne wybryki i nie mam pojęcia, kiedy się do mnie uśmiechnie :/
Póki co staram się nic nie zawieszać, ale nie wiem jak to będzie.
Spróbuję niedługo coś napisać.
Nie obrażajcie się, kochani
Wasza Paulineee
czwartek, 14 lutego 2013
Wale w tynki ;p
,,Miłość odwzajemniona jest dobra,
lecz jeszcze lepsza jest taka,
którą nam ofiarowano,
mimo, że wcale o nią nie zabiegaliśmy''
W. Shekspeare
lecz jeszcze lepsza jest taka,
którą nam ofiarowano,
mimo, że wcale o nią nie zabiegaliśmy''
W. Shekspeare
sobota, 2 lutego 2013
Rozdział 6
Dedyk dla wszystkich!!! ^^
***
- Od dawna tu jesteś? W Volterze? I w ogóle, to jak się stało, że jesteś wampirem? I co robiłeś wcześniej? - Zasypałam go gradem pytań.
Lucas roześmiał się.
- Spokojnie, po kolei... Jeśli chcesz, opowiem ci wszystko od początku.
- Chcę.
- Okay. Wiele nie pamiętam, ale... Urodziłem się niecałe 30 lat temu w Kanadzie. Moi rodzice oddali mnie do sierocińca, gdy miałem zaledwie parę tygodni. Nic o nich nie wiem. W sierocińcu nie było różowo. Starsi chłopcy byli w stosunku do mnie agresywni. Wiele razy planowałem ucieczkę, ale nigdy nie udawało mi się wydostać. W końcu, jak miałem prawie 16 lat, udało się. Szukali mnie wszędzie, więc spontanicznie dostałem się na statek do Europy, jako pasażer na gapę. Zawsze chciałem pojechać na ,,stary'' kontynent. Na statku podkradałem jakieś żarcie i chowałem się po różnych kątach. W końcu dopłynęliśmy do Anglii. Jakimś cudem nikt mnie nie zauważył i tym razem - wydostałem się ze statku niepostrzeżenie. Przez ponad rok pracowałem dorywczo i nielegalnie. Nie miałem cudownych warunków życia, ale byłem szczęśliwy. O wiele szczęśliwszy, niż w sierocińcu.
Kiedy Anglia mi się znudziła uciekłem do Francji. W wieku 18 lat na mojej drodze stanęli Elazar, Felix, Amanda i Steve. Byli piękni i tajemniczy, bardzo mnie zaintrygowali. Wtedy Amanda i Elazar zwrócili na mnie uwagę. Na rozkaz Ara szukali utalentowanych ludzi lub wampirów, gdyż mu się nudziło i szukał jakiejś rozrywki, a nic go bardziej nie raduje, niż ktoś o paranormalnych zdolnościach – prychnął. - Elazar stwierdził, że Aro będzie ze mnie zadowolony, zaś Amanda najwyraźniej była tego samego zdania. Byłem przerażony, lecz i podekscytowany. Dla nikogo nigdy nie byłem ważny, nikt się mną nie przejmował. Szykowało się coś nowego, a mnie nudziło moje życie.
Amanda przemieniła mnie, gdy tylko zdecydowali, że mnie wezmą do Volturi. Gdy stałem się wampirem, opowiedzieli mi trochę o naszej rasie i Volturi. Dowiedziałem się, że mam specyficzny dar, polegający na tym, że jeśli pragnąłem być sam, nikt się mną nie interesował, a gdy marzyłem o towarzystwie, zaraz się ono znajdowało. Mój talent rozwinął się wkrótce do tego stopnia, że potrafię wywierać wpływ na otoczenie. Mogę sprawić, że nikt, nawet setka wrogich wampirów, nie zwróci na mnie uwagi gdy będę tuż pod ich nosem. Być może dzięki tej umiejętności ukrywania udało mi się bez żadnych problemów przedostać na inny kontynent.
- Pewnie tak- mruknęłam. - A na mnie twój dar działa?
Zadumał się na moment. Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.
- Nie - przyznał. Wyglądał, jakby nie był zachwycony z tego powodu. – Szczerze mówiąc, kiedy byłaś ze swoim… kumplem… skupiałem się na tym, żebyś go zostawiła w pieruny. Ale ty rzuciłaś mu się w ramiona… - wywrócił oczami.
- Aha - pokiwałam głową i oparłam się wygodniej o sofę. Nagle zorientowałam się, że Lucas jest strasznie blisko. Poczułam się dziwnie. Z jednej strony nie przeszkadzało mi to, ale czułam też osobliwy dyskomfort i wyrzuty sumienia. Tylko, do cholery, dlaczego?! Moja bajka się skończyła; ukochany porzucił żabę, nim przemienił ją w księżniczkę i odszedł w siną dal...
- A ty? - zapytał cicho. - Co robiłaś wcześniej? Niektórzy uważają, że jako człowiek znałaś tajemnice istnienia wampirów. Skąd? Carmen twierdzi, że macie jakiś wspólnych znajomych, zdaje się, że wampirzych… - zawiesił głos.
Och, no wiesz, Lucas… Po prostu zakochałam się na zabój w jednym z was (pardon, w jednym z NAS), ale po pewnym czasie On przestał odwzajemniać moje uczucie…
Zapiekły mnie oczy. Wspominanie przeszłości mnie przygnębiło i wprowadziło w ponury nastrój. Zgarbiłam się, oczekując fali bólu.
Czas nie załatał ran. Ja ciągle wszystko pamiętam. Wszystko. Nawet mimo tego, że ludzkie wspomnienia są takie zamazane i marne. To nic nie znaczy. Pamiętam.
Poczułam ciepłą dłoń łapiącą mnie pocieszycielsko za rękę. Drgnęłam i z zaskoczeniem spojrzałam na Lucasa.
- Przepraszam - zmieszał się i natychmiast mnie puścił.
- Nie szkodzi. Po prostu... Zdziwiłam się, że nie jesteś zimny… - Słowa wyskoczyły ze mnie szybciej niż się nad nimi zastanowiłam. Odwróciłam wzrok.
- Wampiry są zimne tylko dla ludzi - powiedział cicho, marszcząc brwi.
Przez długi czas milczałam. Lucas przyglądał mi się uważnie.
- Bello, jakiś wampir cię skrzywdził, prawda? Miałaś już jedno ugryzienie. Carmen zauważyła to, gdy cię ukąsiła. Ktoś wcześniej chciał to zrobić? Dlaczego się wtedy nie przemieniłaś się w wampira?
Jego głos był spokojny i kojący, ale słowa znowu przywołały te wspomnienia, które sprawiały mi tyle bólu.
- Pewien wampir... Nazywał się James… Więc James mnie ugryzł, chcąc wypić moją krew a... On... Zabił Jamesa i wyssał jad z rany - wyszeptałam łamiącym się głosem. Wbiłam wzrok przed siebie, jednak nie widziałam nic. Mój umysł skupił się na dawnych wydarzeniach. – Myślałam, że mnie kocha, ale… Nie chciał mnie. - Mój głos brzmiał żałośnie. - Nie chciał być ze mną na wieczność. Uznał, że do siebie nie pasujemy… Po roku znajomości… Po tylu przejściach… Obietnicach…
Moja niewidoczna rana na sercu zapulsowała boleśnie. Wzdrygnęłam się i skrzyżowałam ręce na piersi.
Lucas nic nie powiedział. Obserwował moje zachowanie. Nie miałam pojęcia, jakie wyciągnął z tego wnioski.
- Ten, kto cię nie chciał, musiał być głupcem - warknął w końcu.
Spojrzałam ostro na wampira.
- Nie mów tak. Możemy skończyć już temat mojej przeszłości?! - Prawie krzyknęłam. Miałam dość tego bólu, chciałam się od niego oderwać. Jak najszybciej.
- Dobrze – uniósł ręce w pojednawczym geście. - Jeśli nie chcesz, nie musisz nic mówić. Ale jak będziesz chciała się wyżalić, jestem zawsze gotowy cię wysłuchać - zadeklarował.
- Dzięki - szepnęłam prawie niesłyszalnie. Zamiast rozmyślać o Nim, skupiłam się na opowieści Lucasa o swoim życiu. - Kim jest Amanda?
Zbiłam go z tropu. Przez chwilę miał problem z odpowiedzią.
- Amanda to jedna ze strażniczek Volturi. Jest moją przyjaciółką. Nic więcej - wymamrotał.
- Nic więcej?
Odwrócił wzrok.
- Nie chcę z nią być. Podoba mi się ktoś inny…
- Kto jest tą szczęściarą? – zaciekawiłam się. – No gadaj, może ją do ciebie przekonam.
- Nie sądzę…
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Oboje aż podskoczyliśmy. Gdy się już opanowałam zerwałam się z sofy i pobiegłam otworzyć.
- Cześć! - zawołała z entuzjazmem Carmen, gdy tylko mnie ujrzała. Za nią stał Elazar, który zaciskał usta, żeby nie parsknąć śmiechem. - Jak tam? Podoba ci się twój pokój? Jak się czujesz? Masz jakieś ciuchy? Mam ci coś kupić? Może... - Elazar zachichotał i zatkał jej usta ręką. Uff...
- Spokojniej, kochanie – poprosił z rozbawieniem. - Jest czas.
Dziewczyna skrzywiła się. Czarnowłosy oderwał dłoń od jej ust i uśmiechnął się do mnie. Ale nagle oboje zamarli, patrząc na coś za mną. A raczej na kogoś.
- Hej - mruknął do nich Lucas, po czym zwrócił się do mnie. - To ja idę. Do zobaczenia później. - Oznajmił wychodząc na korytarz.
- Pa. - Powiedziałam, ze zdziwieniem patrząc na jego plecy.
- No, no – rzekła z chytrą minką Carmen. - Wiedziałam.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
- Co dokładnie?
- Wiedziałam, że będzie teraz próbował zwrócić na siebie twoją uwagę.
Wzruszyłam ramionami.
- Jego dar na mnie nie działa, jeśli o to ci chodzi.
- Co nie zmienia faktu, że Lucas coś do ciebie czuje... - Uśmiechnęła się znowu i spojrzała na mnie porozumiewawczo. - A ty? Jesteś nim zainteresowana?
Otworzyłam usta. Nie odpowiadałam.
O nie. Nie nie nie! To o mnie mówił? Ja mu się podobam? Co ja mam teraz zrobić?! Co ja mam zrobić z Lucasem?! Dopiero co (no, właściwie kilka miesięcy temu…) Pewna Osoba złamała mi serce. Nie chcę… Nie chcę znowu tego przeżyć. Zresztą, nikogo innego nie pokocham bardziej od Niego.
- Hm. Może ja też pójdę, a wy sobie pogadajcie - mruknął Elazar, po czym odwrócił się i szybko oddalił. Widocznie wolał nie wtrącać się do nie moich spraw.
- Okay, zmieńmy temat – zaproponowała Carmen, kiedy zorientowała się, że jej pytania mnie krępują. - Więc jak tam pokój? Podoba ci się tu?
- Ech, tak. Jest bardzo fajny.– odzyskałam wreszcie głos. - Co tak tu stoisz? Właź! – zakomenderowałam, wdzięczna, że nie drążyła tematu Lucasa.
Wampirzyca posłusznie weszła do środka i przycupnęła na sofie. Poszłam w jej ślady.
- A ubrania masz?
Przyjrzałam się przez sekundę mojej torbie.
- Trochę.
- Wiesz co? - mruknęła patrząc w tą samą stronę. - Pójdę ci coś kupić, jak tylko zajdzie słońce. No, bo ty nie możesz wyjść między ludzi. Jeszcze nie. Dzisiaj to był wyjątek.
Skrzywiłam się.
- Dobra - westchnęłam niechętnie, chociaż wolałabym sama się zaopatrzyć w jakieś ciuszki. Bycie nowonarodzoną jest uciążliwe. – Chyba masz rację.
Carmen przekrzywiła głowę. Przyglądała mi się z zainteresowaniem.
- Co? – zapytałam.
- Wiesz, jak na kogoś, kto jest wampirem od zaledwie doby, zachowujesz się niesamowicie! Jesteś taka spokojna… Jakbyś była stworzona do bycia nieśmiertelną!
Skrzywiłam się.
- A co, spodziewałaś się, że będę się rzucać na każdego i próbować zabić? Litości, nie jestem potworem!
- Widzę, ale nie wszyscy… Cóż, w zasadzie to każdy nowonarodzony… w pewnym momencie nie potrafi kontrolować swoich odruchów – westchnęła. – Nie jest to przyjemne. Jednak obawiam się, że mimo twojego charakteru i opanowania kiedyś wybuchniesz. Uważaj na siebie.
- Dobrze.
- I na Jane – dodała. – Może cię sprowokować.
- Cóż, aniołem to ona nie jest.
Carmen prychnęła.
- Ta, do anioła jej baaardzo daleko. No chyba, że do anioła śmierci – zmarszczyła brwi.
- Co ona tak właściwie tu robi?
- Jest ulubioną strażniczką Ara. Ona i jej braciszek mają straszliwe dary. Alec potrafi unieszkodliwić wampira lub człowieka. Jego ofiara nie widzi nic, ani nie słyszy. Taka osoba nawet się nie zorientuje kiedy umiera. A Jane… ona zadaje potworny ból. Z tego co słyszałam, to niemal gorsze niż przemiana w wampira – zadrżała. – Ale ty jesteś na jej dar odporna…
- Serio? – zdziwiłam się.
- Tak. Przecież próbowała użyć na tobie swojego daru. A ty nic.
- Wtedy co ją walnęłam? –upewniłam się.
- Owszem.
- Czułam wtedy takie mrowienie… I… Jakbym miała jakąś powłokę na sobie - powiedziałam wspominając to wydarzenie.
- Hm. To ciekawe - stwierdziła moja stwórczyni i zamyśliła się. – Chcesz sobie jeszcze odpocząć, czy oprowadzić cię po siedzibie władców wampirów?
- Och. Dobrze, mogę pozwiedzać – uśmiechnęłam się lekko.
***
Hej :) Czekam na Wasze oceny tego rozdziału ;D
Papa!
***
- Od dawna tu jesteś? W Volterze? I w ogóle, to jak się stało, że jesteś wampirem? I co robiłeś wcześniej? - Zasypałam go gradem pytań.
Lucas roześmiał się.
- Spokojnie, po kolei... Jeśli chcesz, opowiem ci wszystko od początku.
- Chcę.
- Okay. Wiele nie pamiętam, ale... Urodziłem się niecałe 30 lat temu w Kanadzie. Moi rodzice oddali mnie do sierocińca, gdy miałem zaledwie parę tygodni. Nic o nich nie wiem. W sierocińcu nie było różowo. Starsi chłopcy byli w stosunku do mnie agresywni. Wiele razy planowałem ucieczkę, ale nigdy nie udawało mi się wydostać. W końcu, jak miałem prawie 16 lat, udało się. Szukali mnie wszędzie, więc spontanicznie dostałem się na statek do Europy, jako pasażer na gapę. Zawsze chciałem pojechać na ,,stary'' kontynent. Na statku podkradałem jakieś żarcie i chowałem się po różnych kątach. W końcu dopłynęliśmy do Anglii. Jakimś cudem nikt mnie nie zauważył i tym razem - wydostałem się ze statku niepostrzeżenie. Przez ponad rok pracowałem dorywczo i nielegalnie. Nie miałem cudownych warunków życia, ale byłem szczęśliwy. O wiele szczęśliwszy, niż w sierocińcu.
Kiedy Anglia mi się znudziła uciekłem do Francji. W wieku 18 lat na mojej drodze stanęli Elazar, Felix, Amanda i Steve. Byli piękni i tajemniczy, bardzo mnie zaintrygowali. Wtedy Amanda i Elazar zwrócili na mnie uwagę. Na rozkaz Ara szukali utalentowanych ludzi lub wampirów, gdyż mu się nudziło i szukał jakiejś rozrywki, a nic go bardziej nie raduje, niż ktoś o paranormalnych zdolnościach – prychnął. - Elazar stwierdził, że Aro będzie ze mnie zadowolony, zaś Amanda najwyraźniej była tego samego zdania. Byłem przerażony, lecz i podekscytowany. Dla nikogo nigdy nie byłem ważny, nikt się mną nie przejmował. Szykowało się coś nowego, a mnie nudziło moje życie.
Amanda przemieniła mnie, gdy tylko zdecydowali, że mnie wezmą do Volturi. Gdy stałem się wampirem, opowiedzieli mi trochę o naszej rasie i Volturi. Dowiedziałem się, że mam specyficzny dar, polegający na tym, że jeśli pragnąłem być sam, nikt się mną nie interesował, a gdy marzyłem o towarzystwie, zaraz się ono znajdowało. Mój talent rozwinął się wkrótce do tego stopnia, że potrafię wywierać wpływ na otoczenie. Mogę sprawić, że nikt, nawet setka wrogich wampirów, nie zwróci na mnie uwagi gdy będę tuż pod ich nosem. Być może dzięki tej umiejętności ukrywania udało mi się bez żadnych problemów przedostać na inny kontynent.
- Pewnie tak- mruknęłam. - A na mnie twój dar działa?
Zadumał się na moment. Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.
- Nie - przyznał. Wyglądał, jakby nie był zachwycony z tego powodu. – Szczerze mówiąc, kiedy byłaś ze swoim… kumplem… skupiałem się na tym, żebyś go zostawiła w pieruny. Ale ty rzuciłaś mu się w ramiona… - wywrócił oczami.
- Aha - pokiwałam głową i oparłam się wygodniej o sofę. Nagle zorientowałam się, że Lucas jest strasznie blisko. Poczułam się dziwnie. Z jednej strony nie przeszkadzało mi to, ale czułam też osobliwy dyskomfort i wyrzuty sumienia. Tylko, do cholery, dlaczego?! Moja bajka się skończyła; ukochany porzucił żabę, nim przemienił ją w księżniczkę i odszedł w siną dal...
- A ty? - zapytał cicho. - Co robiłaś wcześniej? Niektórzy uważają, że jako człowiek znałaś tajemnice istnienia wampirów. Skąd? Carmen twierdzi, że macie jakiś wspólnych znajomych, zdaje się, że wampirzych… - zawiesił głos.
Och, no wiesz, Lucas… Po prostu zakochałam się na zabój w jednym z was (pardon, w jednym z NAS), ale po pewnym czasie On przestał odwzajemniać moje uczucie…
Zapiekły mnie oczy. Wspominanie przeszłości mnie przygnębiło i wprowadziło w ponury nastrój. Zgarbiłam się, oczekując fali bólu.
Czas nie załatał ran. Ja ciągle wszystko pamiętam. Wszystko. Nawet mimo tego, że ludzkie wspomnienia są takie zamazane i marne. To nic nie znaczy. Pamiętam.
Poczułam ciepłą dłoń łapiącą mnie pocieszycielsko za rękę. Drgnęłam i z zaskoczeniem spojrzałam na Lucasa.
- Przepraszam - zmieszał się i natychmiast mnie puścił.
- Nie szkodzi. Po prostu... Zdziwiłam się, że nie jesteś zimny… - Słowa wyskoczyły ze mnie szybciej niż się nad nimi zastanowiłam. Odwróciłam wzrok.
- Wampiry są zimne tylko dla ludzi - powiedział cicho, marszcząc brwi.
Przez długi czas milczałam. Lucas przyglądał mi się uważnie.
- Bello, jakiś wampir cię skrzywdził, prawda? Miałaś już jedno ugryzienie. Carmen zauważyła to, gdy cię ukąsiła. Ktoś wcześniej chciał to zrobić? Dlaczego się wtedy nie przemieniłaś się w wampira?
Jego głos był spokojny i kojący, ale słowa znowu przywołały te wspomnienia, które sprawiały mi tyle bólu.
- Pewien wampir... Nazywał się James… Więc James mnie ugryzł, chcąc wypić moją krew a... On... Zabił Jamesa i wyssał jad z rany - wyszeptałam łamiącym się głosem. Wbiłam wzrok przed siebie, jednak nie widziałam nic. Mój umysł skupił się na dawnych wydarzeniach. – Myślałam, że mnie kocha, ale… Nie chciał mnie. - Mój głos brzmiał żałośnie. - Nie chciał być ze mną na wieczność. Uznał, że do siebie nie pasujemy… Po roku znajomości… Po tylu przejściach… Obietnicach…
Moja niewidoczna rana na sercu zapulsowała boleśnie. Wzdrygnęłam się i skrzyżowałam ręce na piersi.
Lucas nic nie powiedział. Obserwował moje zachowanie. Nie miałam pojęcia, jakie wyciągnął z tego wnioski.
- Ten, kto cię nie chciał, musiał być głupcem - warknął w końcu.
Spojrzałam ostro na wampira.
- Nie mów tak. Możemy skończyć już temat mojej przeszłości?! - Prawie krzyknęłam. Miałam dość tego bólu, chciałam się od niego oderwać. Jak najszybciej.
- Dobrze – uniósł ręce w pojednawczym geście. - Jeśli nie chcesz, nie musisz nic mówić. Ale jak będziesz chciała się wyżalić, jestem zawsze gotowy cię wysłuchać - zadeklarował.
- Dzięki - szepnęłam prawie niesłyszalnie. Zamiast rozmyślać o Nim, skupiłam się na opowieści Lucasa o swoim życiu. - Kim jest Amanda?
Zbiłam go z tropu. Przez chwilę miał problem z odpowiedzią.
- Amanda to jedna ze strażniczek Volturi. Jest moją przyjaciółką. Nic więcej - wymamrotał.
- Nic więcej?
Odwrócił wzrok.
- Nie chcę z nią być. Podoba mi się ktoś inny…
- Kto jest tą szczęściarą? – zaciekawiłam się. – No gadaj, może ją do ciebie przekonam.
- Nie sądzę…
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Oboje aż podskoczyliśmy. Gdy się już opanowałam zerwałam się z sofy i pobiegłam otworzyć.
- Cześć! - zawołała z entuzjazmem Carmen, gdy tylko mnie ujrzała. Za nią stał Elazar, który zaciskał usta, żeby nie parsknąć śmiechem. - Jak tam? Podoba ci się twój pokój? Jak się czujesz? Masz jakieś ciuchy? Mam ci coś kupić? Może... - Elazar zachichotał i zatkał jej usta ręką. Uff...
- Spokojniej, kochanie – poprosił z rozbawieniem. - Jest czas.
Dziewczyna skrzywiła się. Czarnowłosy oderwał dłoń od jej ust i uśmiechnął się do mnie. Ale nagle oboje zamarli, patrząc na coś za mną. A raczej na kogoś.
- Hej - mruknął do nich Lucas, po czym zwrócił się do mnie. - To ja idę. Do zobaczenia później. - Oznajmił wychodząc na korytarz.
- Pa. - Powiedziałam, ze zdziwieniem patrząc na jego plecy.
- No, no – rzekła z chytrą minką Carmen. - Wiedziałam.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
- Co dokładnie?
- Wiedziałam, że będzie teraz próbował zwrócić na siebie twoją uwagę.
Wzruszyłam ramionami.
- Jego dar na mnie nie działa, jeśli o to ci chodzi.
- Co nie zmienia faktu, że Lucas coś do ciebie czuje... - Uśmiechnęła się znowu i spojrzała na mnie porozumiewawczo. - A ty? Jesteś nim zainteresowana?
Otworzyłam usta. Nie odpowiadałam.
O nie. Nie nie nie! To o mnie mówił? Ja mu się podobam? Co ja mam teraz zrobić?! Co ja mam zrobić z Lucasem?! Dopiero co (no, właściwie kilka miesięcy temu…) Pewna Osoba złamała mi serce. Nie chcę… Nie chcę znowu tego przeżyć. Zresztą, nikogo innego nie pokocham bardziej od Niego.
- Hm. Może ja też pójdę, a wy sobie pogadajcie - mruknął Elazar, po czym odwrócił się i szybko oddalił. Widocznie wolał nie wtrącać się do nie moich spraw.
- Okay, zmieńmy temat – zaproponowała Carmen, kiedy zorientowała się, że jej pytania mnie krępują. - Więc jak tam pokój? Podoba ci się tu?
- Ech, tak. Jest bardzo fajny.– odzyskałam wreszcie głos. - Co tak tu stoisz? Właź! – zakomenderowałam, wdzięczna, że nie drążyła tematu Lucasa.
Wampirzyca posłusznie weszła do środka i przycupnęła na sofie. Poszłam w jej ślady.
- A ubrania masz?
Przyjrzałam się przez sekundę mojej torbie.
- Trochę.
- Wiesz co? - mruknęła patrząc w tą samą stronę. - Pójdę ci coś kupić, jak tylko zajdzie słońce. No, bo ty nie możesz wyjść między ludzi. Jeszcze nie. Dzisiaj to był wyjątek.
Skrzywiłam się.
- Dobra - westchnęłam niechętnie, chociaż wolałabym sama się zaopatrzyć w jakieś ciuszki. Bycie nowonarodzoną jest uciążliwe. – Chyba masz rację.
Carmen przekrzywiła głowę. Przyglądała mi się z zainteresowaniem.
- Co? – zapytałam.
- Wiesz, jak na kogoś, kto jest wampirem od zaledwie doby, zachowujesz się niesamowicie! Jesteś taka spokojna… Jakbyś była stworzona do bycia nieśmiertelną!
Skrzywiłam się.
- A co, spodziewałaś się, że będę się rzucać na każdego i próbować zabić? Litości, nie jestem potworem!
- Widzę, ale nie wszyscy… Cóż, w zasadzie to każdy nowonarodzony… w pewnym momencie nie potrafi kontrolować swoich odruchów – westchnęła. – Nie jest to przyjemne. Jednak obawiam się, że mimo twojego charakteru i opanowania kiedyś wybuchniesz. Uważaj na siebie.
- Dobrze.
- I na Jane – dodała. – Może cię sprowokować.
- Cóż, aniołem to ona nie jest.
Carmen prychnęła.
- Ta, do anioła jej baaardzo daleko. No chyba, że do anioła śmierci – zmarszczyła brwi.
- Co ona tak właściwie tu robi?
- Jest ulubioną strażniczką Ara. Ona i jej braciszek mają straszliwe dary. Alec potrafi unieszkodliwić wampira lub człowieka. Jego ofiara nie widzi nic, ani nie słyszy. Taka osoba nawet się nie zorientuje kiedy umiera. A Jane… ona zadaje potworny ból. Z tego co słyszałam, to niemal gorsze niż przemiana w wampira – zadrżała. – Ale ty jesteś na jej dar odporna…
- Serio? – zdziwiłam się.
- Tak. Przecież próbowała użyć na tobie swojego daru. A ty nic.
- Wtedy co ją walnęłam? –upewniłam się.
- Owszem.
- Czułam wtedy takie mrowienie… I… Jakbym miała jakąś powłokę na sobie - powiedziałam wspominając to wydarzenie.
- Hm. To ciekawe - stwierdziła moja stwórczyni i zamyśliła się. – Chcesz sobie jeszcze odpocząć, czy oprowadzić cię po siedzibie władców wampirów?
- Och. Dobrze, mogę pozwiedzać – uśmiechnęłam się lekko.
***
Hej :) Czekam na Wasze oceny tego rozdziału ;D
Papa!
czwartek, 31 stycznia 2013
;D Ważne!
Siemmmmaaaa!!!!
Mam 5 wiadomości:
Złe wiadomości:
- laptopik nie naprawiony :( padła karta graficzna lub płyta główna
- na razie go nie naprawię, bo jestem spłukana :(
Dobre wiadomości:
- Udało mi się z tego grata odzyskać moje zapiski (dużo tego nie było, ale się cieszę, że moja robota nie poszła na marne)
- Mama nie wkurzyła się aż tak bardzo, na wieść o zepsutym laptopie
- I mogę pisać na notebooku (którego obie używamy)
- Postaram się dodać nocie w weekend, może w sobotę, ale niedziela też możliwa
Podsumowując - POWRACAM!!!! ;D ;p ;) ^^
I mam z tego powodu zaciesz ;p
Do weekendu!
Mam 5 wiadomości:
Złe wiadomości:
- laptopik nie naprawiony :( padła karta graficzna lub płyta główna
- na razie go nie naprawię, bo jestem spłukana :(
Dobre wiadomości:
- Udało mi się z tego grata odzyskać moje zapiski (dużo tego nie było, ale się cieszę, że moja robota nie poszła na marne)
- Mama nie wkurzyła się aż tak bardzo, na wieść o zepsutym laptopie
- I mogę pisać na notebooku (którego obie używamy)
- Postaram się dodać nocie w weekend, może w sobotę, ale niedziela też możliwa
Podsumowując - POWRACAM!!!! ;D ;p ;) ^^
I mam z tego powodu zaciesz ;p
Do weekendu!
czwartek, 24 stycznia 2013
Ważne!!! :(
Nie mam dobrych informacji :( Rozje*ałam swojego kompa na którym pisałam (coś z dyskiem twardym) i nie mam bladego pojęcia, kiedy dodam nowy rozdział. Mam normalnie doła, bo pisanie to moje hobby.
Nie wiem też, kiedy naprawię kompa. Tak NAPRAWIĘ, bo wolę sama coś wykombinować, bo moja mama się wk*rwi i będę miała jeszcze większy problem :X Masakra.
Nie wiem też, kiedy naprawię kompa. Tak NAPRAWIĘ, bo wolę sama coś wykombinować, bo moja mama się wk*rwi i będę miała jeszcze większy problem :X Masakra.
Życzcie mi szczęścia :)
Pozdrowionka
Wasza
Paulineee
sobota, 5 stycznia 2013
Rozdział 5
Dawno nie było
dedykacji! I'm sorry ;(
A więc dedyk
dlaaaa:
Bells
Cullen-Swan
Zuzki
Beaty
Asi
W ponurym
nastroju dowlekłam się za Carmen, Agnes, Eleazarem i Lucasem w przeciwną
stronę, do zamku Volturich. Robiło się coraz jaśniej, za jakieś pół godziny zza
horyzontu miało wyłonić się słońce. Był więc najwyższy czas, by wracać.
Było mi
strasznie źle, że nie wrócę już nigdy z Jacobem do domu. Że nie ułożę sobie
życia, nie będę miała dzieci (nigdy o nich nie marzyłam, ale przecież taka jest
kolej rzeczy...), nie dożyję starości i nie umrę w spokoju. Taa, kiedyś to
wszystko było mi obojętne, bo wtedy jeszcze wierzyłam w miłość Pewnej Osoby.
Ależ byłam głupia i naiwna! Jak mogłam myśleć, że kocha mnie ktoś taki, jak
On?! Mężczyzna nieziemsko przystojny, intrygujący, błyskotliwy, inteligentny,
wykształcony, honorowy, miły, z nienagannymi manierami, wszechstronnie
uzdolniony, czytający w myślach wszystkim prócz mnie... I na dodatek ten
mężczyzna był wampirem powstrzymującym się, by mnie nie zabić, a jednocześnie
chętnie ratującym mnie z opresji…
Ale w końcu mu
się to wszystko znudziło.
Kiedyś
myślałam, że mówi prawdę, że czuje do mnie to samo, co ja. Myślałam, że jeśli
mnie przemieni w wampira będziemy żyć wiecznie w szczęściu i miłości... A On
nie chciał. I już wiem dlaczego. Po prostu mnie... nie kochał.
Zamrugałam
gwałtownie czując specyficzne pieczenie nosa zwiastujące łzy.
Idiotka.
Głupia, stuknięta, bezbronna dziewczynka... A przepraszam, już nie bezbronna,
bo jest WAMPIREM! Nieśmiertelną istotą, skazaną na wieczne opłakiwanie straty
jedynej miłości… Czemu los jest ZAWSZE przeciwko mnie?!
Prychnęłam ze
złością i pokręciłam gniewnie głową. Poczułam na sobie spojrzenie Lucasa,
najwyraźniej zaintrygowanego moim zachowaniem. Agnes i Eleazar nie zwracali na
mnie uwagi, pewnie zgorszeni moją przyjaźnią z wilkołakiem. Carmen zaś co
chwilę zerkała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby była czymś zmartwiona.
Westchnęłam i
znowu zatopiłam się w myślach.
Miałam
nadzieję, że Jacobowi nic się nie stanie. Byle tylko udało mu się bezpiecznie
dotrzeć do domu!
I pomyśleć, że
to wszystko przeze mnie… I przez mojego gigantycznego pecha. Mogłabym się
spodziewać, iż coś pójdzie nie tak. No bo cóż w moim życiu się udało?
Podsumujmy
więc ciąg niepowodzeń panny Swan: moi rodzice się rozwiedli, potem gdy mama
zakochała się, obawiała się, że za dużo czasu poświęca Philowi, więc
postanowiłam pojechać do ojca, do znienawidzonej przeze mnie dziury, do Forks.
Tam oczywiście wszyscy mnie znali i cały czas doprowadzali mnie niemalże do
białej gorączki tym ,,Isabella Swan, prawda? Córka komendanta?''. Na dodatek
pierwszego dnia w szkole niemal nie rzucił się na mnie głodny wampir, w którym
się zakochałam na zabój. Potem, gdy wreszcie, po raz pierwszy w życiu byłam szczęśliwa,
okazało się, że chce na mnie zapolować niejaki James, przez którego niemal
witałam się ze Śmiercią. Następnie brat mojego... byłego chciał mnie sobie
zjeść na moim przyjęciu urodzinowym i... I wtedy stało się najgorsze...
ON mnie rzucił. Gdy się jako tako
pozbierałam (podkreślając ,,jako tako''), okazało się, że dziewczyna Jamesa i
jego kumpel Laurent chcą się zemścić i mnie zabić. Atak Laurenta przeżyłam
dzięki wilkołakom, a z jednym z nich się wcześniej zaprzyjaźniłam. Tak więc,
nadal prześladowały mnie nadprzyrodzone istoty…. Potem oszalałam i postanowiłam
robić niebezpiecznie rzeczy, wbrew Jego prośbie. Dlaczego? Bo wtedy wspominało
mi się Go najlepiej, a wspomnienia to wszystko co mi pozostało. No i ta
pieprzona wycieczka, na którą pojechałam wraz z najlepszym przyjacielem... I
gdzie tu jakieś NORMALNE wydarzenia? Jedyne szczęście jakie mi się przydarzyło
to On, jego rodzina i Jacob.
A teraz
wszystkich ich straciłam... Przez mojego własnego, cholernego pecha. Pozostała
mi nadzieja, że teraz, jak już jestem wampirem, mój magnez przyciągający
wszystkie kłopoty wokół przestanie działać. Oby...
- Bello? -
Zagadnął nagle Eleazar.
- Tak? -
Zapytałam zmęczonym głosem.
- Nie
rozpowiadaj wszystkim na około, że masz kumpla wilkołaka. W ogóle nawet nie wspominaj
o tej rasie.
- Czemu?
Spojrzał na
mnie dziwnie.
- Bo wampiry
NIENAWIDZĄ wilkołaków, a szczególnie Kajusz Volturii.
Przeszedł mnie
zimny dreszcz.
- Ach... To
jeden z trójcy?
- Dokładnie.
To ten z białymi włosami. Więc co, przyrzekasz?
- Tak. - A cóż
innego mam powiedzieć?
Odetchnął z
ulgą.
- A tak na
marginesie, to wspominał ci ktoś, że jesteś strasznie nieprzewidywalna? -
Szatyn uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową z udawaną dezaprobatą.
Spochmurniałam.
- Taak, już to
gdzieś słyszałam - odparłam cicho. Chyba nie muszę mówić, kto tak kiedyś
powiedział?
Uśmiech
Eleazara przygasł - najwyraźniej nie rozumiał, czemu tak dziwnie zareagowałam
na jego żart. Westchnął i już więcej się nie odzywał. Carmen ukradkiem patrzyła
na mnie z troską, Agnes z niepewnością, natomiast Lucas wydawał się być
równocześnie zaskoczony, jak i dziwnie zaintrygowany moimi reakcjami.
Wkrótce
doszliśmy do zamku. Z zewnątrz wyglądał nawet niepozornie, chociaż teraz, jak
wiedziałam kto tam zamieszkuje, na widok budowli dostawałam dreszczy.
Ku mojemu
zdumieniu przy recepcji czekał na nas Aro, oraz parę wampirów - Felix,
niezwykle podobny do Jane, schludnie ubrany chłopiec, wysoki mężczyzna w
średnim wieku, dumnie wyprostowana brunetka z loczkami i dużymi oczami, oraz
niepozorna, wyglądająca nieco bojaźliwie kobieta, która niemal dotykała Ara.
Patrzyła na nas z niepokojem i podejrzliwością.
- Witajcie! -
przemówił Aro z przyjaznym uśmiechem. - Polowanie, jak mniemam, udane.
- Tak, panie -
odpowiedział Lucas, opuszczając z szacunkiem głowę.
- To świetnie.
Jak się miewasz, Bello?
- Dobrze - mój
głos brzmiał nawet dość pogodnie.
- Cieszę się.
Kazałem przygotować dla ciebie pokój, moja droga.
- Hmm, bardzo
dziękuję - wymamrotałam zaskoczona.
- Cheleso,
Eleazarze, pokażcie proszę Belli drogę do jej pokoju.
Spokojna
brunetka z loczkami uśmiechnęła się do mnie leciutko, lecz jej oczy były
nieprzeniknione.
- Jak sobie
życzysz, panie - ukłoniła się lekko przed wiekowym wampirem, po czym ponownie
przeniosła wzrok na mnie. - Chodź za mną, Bello. – rzekł, po czym odwróciła się
i ruszyła w stronę wind.
- Do
zobaczenia - uśmiechnęłam się do moich znajomych, po czym poszłam za Chelesą.
Eleazar podążał za mną. Kiedy cała nasza trójka znalazła się w windzie, Chelesa
nacisnęła jakiś guzik i utkwiła wzrok w szatynie.
- Lucas i
Agnes też posilali się zwierzętami? - zapytała z zaciekawieniem, gdy winda
ruszyła w górę.
- Lucas tak,
Agnes nie - odparł krótko Eleazar.
W jej dużych
oczach błysnęło zaskoczenie. Zmarszczyła brwi.
- Fiu, fiu.
Tego się nie spodziewałam. Nie po Lucasie.
- Szczerze
mówiąc, ja również jestem zaskoczony - przyznał. - Nigdy nie przejawiał nawet
cienia zainteresowania naszą dietą.
Coś pyknęło i
drzwi windy się otworzyły. Poszliśmy dalej.
- Kiedyś sam
byś się z tego śmiał.
- Wcale nie.
Od kiedy o tym usłyszałem, od razu wiedziałem, że powinienem spróbować.
- Niech ci
będzie - skapitulowała. - Ale myślę, że przekonała cię do tego Carmen. Może
Lucas... - przerwała i spojrzała na mnie znacząco.
Uniosłam brew.
Chodziło jej o to, że z mojego powodu Lucas z nami poszedł na wegetariańskie
polowanie? Bez sensu.
- Nie
rozumiem, o co wam chodzi - poskarżyłam się, patrząc to na Chelesę, to na
Eleazara.
- Chelesie
chodzi o to, że najwyraźniej spodobałaś się Lucasowi - wyjaśnił Eleazar. - Cóż,
nie zdziwiłbym się, jakby zaczął się koło ciebie kręcić…
Uniosłam brwi
ze zdziwienia. Lucas się mną zainteresował? Nie spodziewałam się tego!
Chelesa
uśmiechnęła się krzywo.
- Amanda nie
będzie tym zachwycona.
- Może ją
jakoś udobruchasz. Jesteś w tym dobra.
- Oczywiście,
że jestem – parsknęła. W tej samej chwili przystanęła i wskazała na pobliskie
drzwi z numerem 19 - To tutaj – poinformowała mnie - Jakbyś jeszcze czegoś
potrzebowała, to jestem w pokoju numer 13. – powiedziała, po czym spojrzała na
mnie z mieszanką smutku, niepokoju i jakby niepewności i odeszła.
Wpatrywałam
się z niezdecydowaniem w drzwi mojego pokoju.
- Ja i Carmen
mieszkamy pod 17-ką – odezwał się Eleazar.
- A kto ma
pokój obok mnie?
- 18-kę
zajmuje Steve, ten starszy facet który czekał na nas z Arem i resztą, a 20-kę
Lucas. Hm, jestem pewien, że Carmen cię odwiedzi za parę godzin. - Uśmiechnął
się lekko. - Dobra, musze już iść. Aha, Heidi znalazła twój bagaż w autokarze,
jest już w środku. No to do zobaczenia. - Pomachał mi na pożegnanie i ruszył w
kierunku, z którego przyszliśmy.
- Cześć! -
krzyknęłam za nim i nacisnęłam klamkę. Niepewnie weszłam do środka, zamykając
za sobą drzwi.
Pokój był
boski! Wszystko było utrzymane w pięknych odcieniach złota i brązu. Ściany były
pomalowane na przyjemny, jasnożółty kolor, zasłony na 2-óch małych oknach miały
kolor szczerego złota, tak samo piękna sofa. Meble były misternie rzeźbione w
drewnie, na mój gust dębowym. Łazienkę natomiast urządzono nowocześnie. Ku
mojemu zdumieniu było też dużo nowoczesnych sprzętów, np. telewizor 3D, czy
wieża stereo.
Na podłodze
koło sofy leżała moja torba. Dopadłam do niej szybko, szczęśliwa, że wreszcie
mam coś swojego. Moje ubranie i skóra były mocno przybrudzone po polowaniu,
więc umyłam się i przebrałam. Następnie z ulgą położyłam się na sofie i
przymknęłam oczy. Ech, to takie głupie, że już nigdy nie będę mogła zasnąć,
pomyślałam ze smutkiem.
Po dłuższym
czasie zaskoczyło mnie cichutkie, lecz niecierpliwe pukanie do drzwi.
- Proszę -
rzuciłam, nie ruszając się z miejsca.
Do
pomieszczenia wparował przystojny blondyn z szerokim, uroczym uśmiechem. Jego
oczy nie były czerwone, ale dziwnie pomarańczowawe.
- Siemanko! -
Jego głos był przepełniony entuzjazmem. Wampir zamknął za sobą drzwi i usiadł
na sofie koło moich nóg. - Jak tam?
Uśmiechnęłam
się kpiarsko.
- Co
dokładnie?
- No... Czy ci
się tu podoba? – machną ręką, wskazując nieokreśloną przestrzeń.
Mój uśmiech
nieco zbladł. Długo milczałam.
- Niby tak,
ale...
- Ale co?
- Nie mam
pojęcia co mam zrobić dalej. Wiesz, ze swoim życiem... - podniosłam się i
usiadłam po turecku wlepiając wzrok w swoje skarpetki.
- Hmm. To
dobre pytanie. Z pewnością nurtowało, nurtuje i będzie nurtować ono każdą
istotę na tym globie - przekrzywił głowę i zadumał sie. - Cóż, Bello, czasem
stoisz na rozstaju dróg i za Chiny nie masz pojęcia, gdzie się udać. Ale w
końcu usłyszysz podszept swojego serca i intuicji, a wtedy idź tam, gdzie
wydaje ci się słuszne. - Zamilkł na chwilę. - Po prostu czekaj na jakieś
wydarzenie, na jakąś decyzję i wtedy rób to, co uważasz za stosowne. Ale uważaj
- niekiedy los cię oszukuje. I właśnie wtedy znajdują cię kłopoty.
Zastanowiłam
się głębiej nad tym, co powiedział.
- Masz rację.
Pięknie to ująłeś- wysłałam do niego delikatny uśmiech, po czym westchnęłam ze
smutkiem.
Ponad rok temu
los oszukał mnie najbardziej podstępnie, jak tylko było można. No dodatek serce
zmyliło mnie jeszcze bardziej...
- Co się
dzieje? Czemu jesteś smutna? - zaniepokoił się Lucas.
Natychmiast
się ogarnęłam. Tak, miałam już spore doświadczenie w maskowaniu uczuć,
najczęściej obojętnością.
- Nic, nic. Od
dawna tu jesteś? W Volterze? I w ogóle, to jak się stało, że jesteś wampirem? I
co robiłeś wcześniej? – zasypałam go dla niepoznaki gradem pytań.
Roześmiał się.
- Spokojnie, po
kolei... Jeśli chcesz, opowiem ci wszystko od początku.
***
Witam was w
pierwszą sobotę roku 2013! Ech, trzeba ustalić powoli nową datę końca świata ;D
Przepraszam,
że tak mało, ale nie mam dziś weny ani humoru, by opisywać życie Lucasa. No i
strasznie się rozpisałam na tym pierwszym, najstarszym blogu. Najbardziej go
lubię ;D Ten też, ale ociupinkę mniej :)
No to do NN!
Wasza
Paulineee
Subskrybuj:
Posty (Atom)