czwartek, 28 lutego 2013

Zawieszam :(

Z przykrością muszę Wam powiedzieć, że jednak nie dam rady :(
Nie będę się rozpisywać, chcę tylko zawiadomić, iż

ZAWIESZAM BLOGA DO ODWOŁANIA


Nie wiem kiedy wrócę do tej historii. Może za miesiąc?...

Pozdrawiam Was serdecznie, lecz z podłym nastrojem :(
Paulineee

sobota, 23 lutego 2013

info


Sorki, nie mam weny ostatnio. Poza tym PRÓBUJĘ OGARNĄĆ 3 BLOGI, ludzie!

                           3               BLOGI           !!!!!!!

To dość ciężkie zajęcie i, niestety, zastanawiam się, czy aby nie zawiesić TEGO bloga, bo gorzej mi idzie pisanie właśnie tej historii :( Moja wena ma dziwne wybryki i nie mam pojęcia, kiedy się do mnie uśmiechnie :/
Póki co staram się nic nie zawieszać, ale nie wiem jak to będzie.
Spróbuję niedługo coś napisać.

Nie obrażajcie się, kochani

Wasza Paulineee

czwartek, 14 lutego 2013

Wale w tynki ;p


,,Miłość odwzajemniona jest dobra,
lecz jeszcze lepsza jest taka,
którą nam ofiarowano,
mimo, że wcale o nią nie zabiegaliśmy''
W. Shekspeare

Życzę Wam dużo miłości w dzisiejszym dniu (i w każdych kolejnych) i ogólnie fajnie spędzonych walentynek :)

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 6

Dedyk dla wszystkich!!! ^^

***
- Od dawna tu jesteś? W Volterze? I w ogóle, to jak się stało, że jesteś wampirem? I co robiłeś wcześniej? - Zasypałam go gradem pytań.
Lucas roześmiał się.
- Spokojnie, po kolei... Jeśli chcesz, opowiem ci wszystko od początku.
- Chcę.
- Okay. Wiele nie pamiętam, ale... Urodziłem się niecałe 30 lat temu w Kanadzie. Moi rodzice oddali mnie do sierocińca, gdy miałem zaledwie parę tygodni. Nic o nich nie wiem. W sierocińcu nie było różowo. Starsi chłopcy byli w stosunku do mnie agresywni. Wiele razy planowałem ucieczkę, ale nigdy nie udawało mi się wydostać. W końcu, jak miałem prawie 16 lat, udało się. Szukali mnie wszędzie, więc spontanicznie dostałem się na statek do Europy, jako pasażer na gapę. Zawsze chciałem pojechać na ,,stary'' kontynent. Na statku podkradałem jakieś żarcie i chowałem się po różnych kątach. W końcu dopłynęliśmy do Anglii. Jakimś cudem nikt mnie nie zauważył i tym razem - wydostałem się ze statku niepostrzeżenie. Przez ponad rok pracowałem dorywczo i nielegalnie. Nie miałem cudownych warunków życia, ale byłem szczęśliwy. O wiele szczęśliwszy, niż w sierocińcu.
Kiedy Anglia mi się znudziła uciekłem do Francji. W wieku 18 lat na mojej drodze stanęli Elazar, Felix, Amanda i Steve. Byli piękni i tajemniczy, bardzo mnie zaintrygowali. Wtedy Amanda i Elazar zwrócili na mnie uwagę. Na rozkaz Ara szukali utalentowanych ludzi lub wampirów, gdyż mu się nudziło i szukał jakiejś rozrywki, a nic go bardziej nie raduje, niż ktoś o paranormalnych zdolnościach – prychnął. - Elazar stwierdził, że Aro będzie ze mnie zadowolony, zaś Amanda najwyraźniej była tego samego zdania. Byłem przerażony, lecz i podekscytowany. Dla nikogo nigdy nie byłem ważny, nikt się mną nie przejmował. Szykowało się coś nowego, a  mnie nudziło moje życie.
Amanda przemieniła mnie, gdy tylko zdecydowali, że mnie wezmą do Volturi. Gdy stałem się wampirem, opowiedzieli mi trochę o naszej rasie i Volturi. Dowiedziałem się, że mam specyficzny dar, polegający na tym, że jeśli pragnąłem być sam, nikt się mną nie interesował, a gdy marzyłem o towarzystwie, zaraz się ono znajdowało. Mój talent rozwinął się wkrótce do tego stopnia, że potrafię wywierać wpływ na otoczenie. Mogę sprawić, że nikt, nawet setka wrogich wampirów, nie zwróci na mnie uwagi gdy będę tuż pod ich nosem. Być może dzięki tej umiejętności ukrywania udało mi się bez żadnych problemów przedostać na inny kontynent.
-  Pewnie tak- mruknęłam. - A na mnie twój dar działa?
Zadumał się na moment. Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.
- Nie - przyznał. Wyglądał, jakby nie był zachwycony z tego powodu. – Szczerze mówiąc, kiedy byłaś ze swoim… kumplem… skupiałem się na tym, żebyś go zostawiła w pieruny. Ale ty rzuciłaś mu się w ramiona… - wywrócił oczami.
- Aha - pokiwałam głową i oparłam się wygodniej o sofę. Nagle zorientowałam się, że Lucas jest strasznie blisko. Poczułam się dziwnie. Z jednej strony nie przeszkadzało mi to, ale czułam też osobliwy dyskomfort i wyrzuty sumienia. Tylko, do cholery, dlaczego?! Moja bajka się skończyła; ukochany porzucił żabę, nim przemienił ją w księżniczkę i odszedł w siną dal...
- A ty? - zapytał cicho. - Co robiłaś wcześniej? Niektórzy uważają, że jako człowiek znałaś tajemnice istnienia wampirów. Skąd? Carmen twierdzi, że macie jakiś wspólnych znajomych, zdaje się, że wampirzych… - zawiesił głos.
Och, no wiesz, Lucas… Po prostu zakochałam się na zabój w jednym z was (pardon, w jednym z NAS), ale po pewnym czasie On przestał odwzajemniać moje uczucie…
Zapiekły mnie oczy.  Wspominanie przeszłości mnie przygnębiło i wprowadziło w ponury nastrój. Zgarbiłam się, oczekując fali bólu.
Czas nie załatał ran. Ja ciągle wszystko pamiętam. Wszystko. Nawet mimo tego, że ludzkie wspomnienia są takie zamazane i marne. To nic nie znaczy. Pamiętam.
Poczułam ciepłą dłoń łapiącą mnie pocieszycielsko za rękę. Drgnęłam i z zaskoczeniem spojrzałam na Lucasa.
- Przepraszam - zmieszał się i natychmiast mnie puścił.
- Nie szkodzi. Po prostu... Zdziwiłam się, że nie jesteś zimny… - Słowa wyskoczyły ze mnie szybciej niż się nad nimi zastanowiłam. Odwróciłam wzrok.
- Wampiry są zimne tylko dla ludzi - powiedział cicho, marszcząc brwi.
Przez długi czas milczałam. Lucas przyglądał mi się uważnie.
- Bello, jakiś wampir cię skrzywdził, prawda? Miałaś już jedno ugryzienie. Carmen zauważyła to, gdy cię ukąsiła. Ktoś wcześniej chciał to zrobić? Dlaczego się wtedy nie przemieniłaś się w wampira?
Jego głos był spokojny i kojący, ale słowa znowu przywołały te wspomnienia, które sprawiały mi tyle bólu.
- Pewien wampir... Nazywał się James… Więc James mnie ugryzł, chcąc wypić moją krew a... On... Zabił Jamesa i wyssał jad z rany - wyszeptałam łamiącym się głosem. Wbiłam wzrok przed siebie, jednak nie widziałam nic. Mój umysł skupił się na dawnych wydarzeniach. – Myślałam, że mnie kocha, ale… Nie chciał mnie. - Mój głos brzmiał żałośnie. - Nie chciał być ze mną na wieczność. Uznał, że do siebie nie pasujemy… Po roku znajomości… Po tylu przejściach… Obietnicach…
Moja niewidoczna rana na sercu zapulsowała boleśnie. Wzdrygnęłam się i skrzyżowałam ręce na piersi.
Lucas nic nie powiedział. Obserwował moje zachowanie. Nie miałam pojęcia, jakie wyciągnął z tego wnioski.
- Ten, kto cię nie chciał, musiał być głupcem  - warknął w końcu.
Spojrzałam ostro na wampira.
- Nie mów tak. Możemy skończyć już temat mojej przeszłości?! - Prawie krzyknęłam. Miałam dość tego bólu, chciałam się od niego oderwać. Jak najszybciej.
- Dobrze – uniósł ręce w pojednawczym geście. -  Jeśli nie chcesz, nie musisz nic mówić. Ale jak będziesz chciała się wyżalić, jestem zawsze gotowy cię wysłuchać - zadeklarował.
- Dzięki - szepnęłam prawie niesłyszalnie. Zamiast rozmyślać o Nim, skupiłam się na opowieści Lucasa o swoim życiu. - Kim jest Amanda?
Zbiłam go z tropu. Przez chwilę miał problem z odpowiedzią.
- Amanda to jedna ze strażniczek Volturi. Jest moją przyjaciółką. Nic więcej - wymamrotał.
- Nic więcej?
Odwrócił wzrok.
- Nie chcę z nią być. Podoba mi się ktoś inny…
- Kto jest tą szczęściarą? – zaciekawiłam się. – No gadaj, może ją do ciebie przekonam.
- Nie sądzę…
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Oboje aż podskoczyliśmy. Gdy się już opanowałam zerwałam się z sofy i pobiegłam otworzyć.
- Cześć! - zawołała z entuzjazmem Carmen, gdy tylko mnie ujrzała. Za nią stał Elazar, który zaciskał usta, żeby nie parsknąć śmiechem. - Jak tam? Podoba ci się twój pokój? Jak się czujesz? Masz jakieś ciuchy? Mam ci coś kupić? Może... - Elazar zachichotał i zatkał jej usta ręką. Uff...
- Spokojniej, kochanie – poprosił z rozbawieniem. -  Jest czas.
Dziewczyna skrzywiła się. Czarnowłosy oderwał dłoń od jej ust i uśmiechnął się do mnie. Ale nagle oboje zamarli, patrząc na coś za mną. A raczej na kogoś.
- Hej - mruknął do nich Lucas, po czym zwrócił się do mnie. - To ja idę. Do zobaczenia później. - Oznajmił wychodząc na korytarz.
- Pa. - Powiedziałam, ze zdziwieniem patrząc na jego plecy.
- No, no – rzekła z chytrą minką Carmen. - Wiedziałam.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
- Co dokładnie?
- Wiedziałam, że będzie teraz próbował zwrócić na siebie twoją uwagę.
Wzruszyłam ramionami.
- Jego dar na mnie nie działa, jeśli o to ci chodzi.
- Co nie zmienia faktu, że Lucas coś do ciebie czuje... - Uśmiechnęła się znowu i spojrzała na mnie porozumiewawczo. - A ty? Jesteś nim zainteresowana?
Otworzyłam usta. Nie odpowiadałam.
O nie. Nie nie nie! To o mnie mówił? Ja mu się podobam? Co ja mam teraz zrobić?! Co ja mam zrobić z Lucasem?! Dopiero co (no, właściwie kilka miesięcy temu…) Pewna Osoba złamała mi serce. Nie chcę… Nie chcę znowu tego przeżyć. Zresztą, nikogo innego nie pokocham bardziej od Niego.
- Hm. Może ja też pójdę, a wy sobie pogadajcie - mruknął Elazar, po czym odwrócił się i szybko oddalił. Widocznie wolał nie wtrącać się do nie moich spraw.
- Okay, zmieńmy temat – zaproponowała Carmen, kiedy zorientowała się, że jej pytania mnie krępują. - Więc jak tam pokój? Podoba ci się tu?
- Ech, tak. Jest bardzo fajny.– odzyskałam wreszcie głos. - Co tak tu stoisz? Właź! – zakomenderowałam, wdzięczna, że nie drążyła tematu Lucasa.
Wampirzyca posłusznie weszła do środka i przycupnęła na sofie. Poszłam w jej ślady.
- A ubrania masz?
Przyjrzałam się przez sekundę mojej torbie.
- Trochę.
- Wiesz co? - mruknęła patrząc w tą samą stronę. - Pójdę ci coś kupić, jak tylko zajdzie słońce. No, bo ty nie możesz wyjść między ludzi. Jeszcze nie. Dzisiaj to był wyjątek.
Skrzywiłam się.
- Dobra - westchnęłam niechętnie, chociaż wolałabym sama się zaopatrzyć w jakieś ciuszki. Bycie nowonarodzoną jest uciążliwe. – Chyba masz rację.
Carmen przekrzywiła głowę. Przyglądała mi się z zainteresowaniem.
- Co? – zapytałam.
- Wiesz, jak na kogoś, kto jest wampirem od zaledwie doby, zachowujesz się niesamowicie! Jesteś taka spokojna… Jakbyś była stworzona do bycia nieśmiertelną!
Skrzywiłam się.
- A co, spodziewałaś się, że będę się rzucać na każdego i próbować zabić? Litości, nie jestem potworem!
- Widzę, ale nie wszyscy… Cóż, w zasadzie to każdy nowonarodzony… w pewnym momencie nie potrafi kontrolować swoich odruchów – westchnęła. – Nie jest to przyjemne. Jednak obawiam się, że mimo twojego charakteru i opanowania kiedyś wybuchniesz. Uważaj na siebie.
- Dobrze.
- I na Jane – dodała. – Może cię sprowokować.
- Cóż, aniołem to ona nie jest.
Carmen prychnęła.
- Ta, do anioła jej baaardzo daleko. No chyba, że do anioła śmierci – zmarszczyła brwi.
- Co ona tak właściwie tu robi?
- Jest ulubioną strażniczką Ara. Ona i jej braciszek mają straszliwe dary. Alec potrafi unieszkodliwić wampira lub człowieka. Jego ofiara nie widzi nic, ani nie słyszy. Taka osoba nawet się nie zorientuje kiedy umiera. A Jane… ona zadaje potworny ból. Z tego co słyszałam, to niemal gorsze niż przemiana w wampira – zadrżała. – Ale ty jesteś na jej dar odporna…
- Serio? – zdziwiłam się.
- Tak. Przecież próbowała użyć na tobie swojego daru. A ty nic.
- Wtedy co ją walnęłam? –upewniłam się.
- Owszem.
- Czułam wtedy takie mrowienie… I… Jakbym miała jakąś powłokę na sobie - powiedziałam wspominając to wydarzenie.
- Hm. To ciekawe - stwierdziła moja stwórczyni i zamyśliła się. – Chcesz sobie jeszcze odpocząć, czy oprowadzić cię po siedzibie władców wampirów?
- Och. Dobrze, mogę pozwiedzać – uśmiechnęłam się lekko.
***
Hej :) Czekam na Wasze oceny tego rozdziału ;D
Papa!

czwartek, 31 stycznia 2013

;D Ważne!

Siemmmmaaaa!!!!
Mam 5 wiadomości:
Złe wiadomości: 
- laptopik nie naprawiony :( padła karta graficzna lub płyta główna
- na razie go nie naprawię, bo jestem spłukana :(
Dobre wiadomości:
- Udało mi się z tego grata odzyskać moje zapiski (dużo tego nie było, ale się cieszę, że moja robota nie poszła na marne)
- Mama nie wkurzyła się aż tak bardzo, na wieść o zepsutym laptopie
- I mogę pisać na notebooku (którego obie używamy)
- Postaram się dodać nocie w weekend, może w sobotę, ale niedziela też możliwa

Podsumowując - POWRACAM!!!! ;D ;p ;) ^^
I mam z tego powodu zaciesz ;p
Do weekendu!






czwartek, 24 stycznia 2013

Ważne!!! :(


Nie mam dobrych informacji :( Rozje*ałam swojego kompa na którym pisałam (coś z dyskiem twardym) i nie mam bladego pojęcia, kiedy dodam nowy rozdział. Mam normalnie doła, bo pisanie to moje hobby.
Nie wiem też, kiedy naprawię kompa. Tak NAPRAWIĘ, bo wolę sama coś wykombinować, bo moja mama się  wk*rwi i będę miała jeszcze większy problem :X Masakra.
Życzcie mi szczęścia :)
Pozdrowionka
Wasza
Paulineee

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 5

Dawno nie było dedykacji! I'm sorry ;(
A więc dedyk dlaaaa:
Bells Cullen-Swan
Zuzki
Beaty
Asi

W ponurym nastroju dowlekłam się za Carmen, Agnes, Eleazarem i Lucasem w przeciwną stronę, do zamku Volturich. Robiło się coraz jaśniej, za jakieś pół godziny zza horyzontu miało wyłonić się słońce. Był więc najwyższy czas, by wracać.
Było mi strasznie źle, że nie wrócę już nigdy z Jacobem do domu. Że nie ułożę sobie życia, nie będę miała dzieci (nigdy o nich nie marzyłam, ale przecież taka jest kolej rzeczy...), nie dożyję starości i nie umrę w spokoju. Taa, kiedyś to wszystko było mi obojętne, bo wtedy jeszcze wierzyłam w miłość Pewnej Osoby. Ależ byłam głupia i naiwna! Jak mogłam myśleć, że kocha mnie ktoś taki, jak On?! Mężczyzna nieziemsko przystojny, intrygujący, błyskotliwy, inteligentny, wykształcony, honorowy, miły, z nienagannymi manierami, wszechstronnie uzdolniony, czytający w myślach wszystkim prócz mnie... I na dodatek ten mężczyzna był wampirem powstrzymującym się, by mnie nie zabić, a jednocześnie chętnie ratującym mnie z opresji…
Ale w końcu mu się to wszystko znudziło.
Kiedyś myślałam, że mówi prawdę, że czuje do mnie to samo, co ja. Myślałam, że jeśli mnie przemieni w wampira będziemy żyć wiecznie w szczęściu i miłości... A On nie chciał. I już wiem dlaczego. Po prostu mnie... nie kochał.
Zamrugałam gwałtownie czując specyficzne pieczenie nosa zwiastujące łzy.
Idiotka. Głupia, stuknięta, bezbronna dziewczynka... A przepraszam, już nie bezbronna, bo jest WAMPIREM! Nieśmiertelną istotą, skazaną na wieczne opłakiwanie straty jedynej miłości… Czemu los jest ZAWSZE przeciwko mnie?!
Prychnęłam ze złością i pokręciłam gniewnie głową. Poczułam na sobie spojrzenie Lucasa, najwyraźniej zaintrygowanego moim zachowaniem. Agnes i Eleazar nie zwracali na mnie uwagi, pewnie zgorszeni moją przyjaźnią z wilkołakiem. Carmen zaś co chwilę zerkała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby była czymś zmartwiona.
Westchnęłam i znowu zatopiłam się w myślach.
Miałam nadzieję, że Jacobowi nic się nie stanie. Byle tylko udało mu się bezpiecznie dotrzeć do domu!
I pomyśleć, że to wszystko przeze mnie… I przez mojego gigantycznego pecha. Mogłabym się spodziewać, iż coś pójdzie nie tak. No bo cóż w moim życiu się udało?
Podsumujmy więc ciąg niepowodzeń panny Swan: moi rodzice się rozwiedli, potem gdy mama zakochała się, obawiała się, że za dużo czasu poświęca Philowi, więc postanowiłam pojechać do ojca, do znienawidzonej przeze mnie dziury, do Forks. Tam oczywiście wszyscy mnie znali i cały czas doprowadzali mnie niemalże do białej gorączki tym ,,Isabella Swan, prawda? Córka komendanta?''. Na dodatek pierwszego dnia w szkole niemal nie rzucił się na mnie głodny wampir, w którym się zakochałam na zabój. Potem, gdy wreszcie, po raz pierwszy w życiu byłam szczęśliwa, okazało się, że chce na mnie zapolować niejaki James, przez którego niemal witałam się ze Śmiercią. Następnie brat mojego... byłego chciał mnie sobie zjeść na moim przyjęciu urodzinowym i... I wtedy stało się najgorsze... ON mnie rzucił.  Gdy się jako tako pozbierałam (podkreślając ,,jako tako''), okazało się, że dziewczyna Jamesa i jego kumpel Laurent chcą się zemścić i mnie zabić. Atak Laurenta przeżyłam dzięki wilkołakom, a z jednym z nich się wcześniej zaprzyjaźniłam. Tak więc, nadal prześladowały mnie nadprzyrodzone istoty…. Potem oszalałam i postanowiłam robić niebezpiecznie rzeczy, wbrew Jego prośbie. Dlaczego? Bo wtedy wspominało mi się Go najlepiej, a wspomnienia to wszystko co mi pozostało. No i ta pieprzona wycieczka, na którą pojechałam wraz z najlepszym przyjacielem... I gdzie tu jakieś NORMALNE wydarzenia? Jedyne szczęście jakie mi się przydarzyło to On, jego rodzina i Jacob.
A teraz wszystkich ich straciłam... Przez mojego własnego, cholernego pecha. Pozostała mi nadzieja, że teraz, jak już jestem wampirem, mój magnez przyciągający wszystkie kłopoty wokół przestanie działać. Oby...
- Bello? - Zagadnął nagle Eleazar.
- Tak? - Zapytałam zmęczonym głosem.
- Nie rozpowiadaj wszystkim na około, że masz kumpla wilkołaka. W ogóle nawet nie wspominaj o tej rasie.
- Czemu?
Spojrzał na mnie dziwnie.
- Bo wampiry NIENAWIDZĄ wilkołaków, a szczególnie Kajusz Volturii.
Przeszedł mnie zimny dreszcz.
- Ach... To jeden z trójcy?
- Dokładnie. To ten z białymi włosami. Więc co, przyrzekasz?
- Tak. - A cóż innego mam powiedzieć?
Odetchnął z ulgą.
- A tak na marginesie, to wspominał ci ktoś, że jesteś strasznie nieprzewidywalna? - Szatyn uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową z udawaną dezaprobatą.
Spochmurniałam.
- Taak, już to gdzieś słyszałam - odparłam cicho. Chyba nie muszę mówić, kto tak kiedyś powiedział?
Uśmiech Eleazara przygasł - najwyraźniej nie rozumiał, czemu tak dziwnie zareagowałam na jego żart. Westchnął i już więcej się nie odzywał. Carmen ukradkiem patrzyła na mnie z troską, Agnes z niepewnością, natomiast Lucas wydawał się być równocześnie zaskoczony, jak i dziwnie zaintrygowany moimi reakcjami.
Wkrótce doszliśmy do zamku. Z zewnątrz wyglądał nawet niepozornie, chociaż teraz, jak wiedziałam kto tam zamieszkuje, na widok budowli dostawałam dreszczy.
Ku mojemu zdumieniu przy recepcji czekał na nas Aro, oraz parę wampirów - Felix, niezwykle podobny do Jane, schludnie ubrany chłopiec, wysoki mężczyzna w średnim wieku, dumnie wyprostowana brunetka z loczkami i dużymi oczami, oraz niepozorna, wyglądająca nieco bojaźliwie kobieta, która niemal dotykała Ara. Patrzyła na nas z niepokojem i podejrzliwością.
- Witajcie! - przemówił Aro z przyjaznym uśmiechem. - Polowanie, jak mniemam, udane.
- Tak, panie - odpowiedział Lucas, opuszczając z szacunkiem głowę.
- To świetnie. Jak się miewasz, Bello?
- Dobrze - mój głos brzmiał nawet dość pogodnie.
- Cieszę się. Kazałem przygotować dla ciebie pokój, moja droga.
- Hmm, bardzo dziękuję - wymamrotałam zaskoczona.
- Cheleso, Eleazarze, pokażcie proszę Belli drogę do jej pokoju.
Spokojna brunetka z loczkami uśmiechnęła się do mnie leciutko, lecz jej oczy były nieprzeniknione.
- Jak sobie życzysz, panie - ukłoniła się lekko przed wiekowym wampirem, po czym ponownie przeniosła wzrok na mnie. - Chodź za mną, Bello. – rzekł, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę wind.
- Do zobaczenia - uśmiechnęłam się do moich znajomych, po czym poszłam za Chelesą. Eleazar podążał za mną. Kiedy cała nasza trójka znalazła się w windzie, Chelesa nacisnęła jakiś guzik i utkwiła wzrok w szatynie.
- Lucas i Agnes też posilali się zwierzętami? - zapytała z zaciekawieniem, gdy winda ruszyła w górę.
- Lucas tak, Agnes nie - odparł krótko Eleazar.
W jej dużych oczach błysnęło zaskoczenie. Zmarszczyła brwi.
- Fiu, fiu. Tego się nie spodziewałam. Nie po Lucasie.
- Szczerze mówiąc, ja również jestem zaskoczony - przyznał. - Nigdy nie przejawiał nawet cienia zainteresowania naszą dietą.
Coś pyknęło i drzwi windy się otworzyły. Poszliśmy dalej.
- Kiedyś sam byś się z tego śmiał.
- Wcale nie. Od kiedy o tym usłyszałem, od razu wiedziałem, że powinienem spróbować.
- Niech ci będzie - skapitulowała. - Ale myślę, że przekonała cię do tego Carmen. Może Lucas... - przerwała i spojrzała na mnie znacząco.
Uniosłam brew. Chodziło jej o to, że z mojego powodu Lucas z nami poszedł na wegetariańskie polowanie? Bez sensu.
- Nie rozumiem, o co wam chodzi - poskarżyłam się, patrząc to na Chelesę, to na Eleazara.
- Chelesie chodzi o to, że najwyraźniej spodobałaś się Lucasowi - wyjaśnił Eleazar. - Cóż, nie zdziwiłbym się, jakby zaczął się koło ciebie kręcić…
Uniosłam brwi ze zdziwienia. Lucas się mną zainteresował? Nie spodziewałam się tego!
Chelesa uśmiechnęła się krzywo.
- Amanda nie będzie tym zachwycona.
- Może ją jakoś udobruchasz. Jesteś w tym dobra.
- Oczywiście, że jestem – parsknęła. W tej samej chwili przystanęła i wskazała na pobliskie drzwi z numerem 19 - To tutaj – poinformowała mnie - Jakbyś jeszcze czegoś potrzebowała, to jestem w pokoju numer 13. – powiedziała, po czym spojrzała na mnie z mieszanką smutku, niepokoju i jakby niepewności i odeszła.
Wpatrywałam się z niezdecydowaniem w drzwi mojego pokoju.
- Ja i Carmen mieszkamy pod 17-ką – odezwał się Eleazar.
- A kto ma pokój obok mnie?
- 18-kę zajmuje Steve, ten starszy facet który czekał na nas z Arem i resztą, a 20-kę Lucas. Hm, jestem pewien, że Carmen cię odwiedzi za parę godzin. - Uśmiechnął się lekko. - Dobra, musze już iść. Aha, Heidi znalazła twój bagaż w autokarze, jest już w środku. No to do zobaczenia. - Pomachał mi na pożegnanie i ruszył w kierunku, z którego przyszliśmy.
- Cześć! - krzyknęłam za nim i nacisnęłam klamkę. Niepewnie weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.
Pokój był boski! Wszystko było utrzymane w pięknych odcieniach złota i brązu. Ściany były pomalowane na przyjemny, jasnożółty kolor, zasłony na 2-óch małych oknach miały kolor szczerego złota, tak samo piękna sofa. Meble były misternie rzeźbione w drewnie, na mój gust dębowym. Łazienkę natomiast urządzono nowocześnie. Ku mojemu zdumieniu było też dużo nowoczesnych sprzętów, np. telewizor 3D, czy wieża stereo.
Na podłodze koło sofy leżała moja torba. Dopadłam do niej szybko, szczęśliwa, że wreszcie mam coś swojego. Moje ubranie i skóra były mocno przybrudzone po polowaniu, więc umyłam się i przebrałam. Następnie z ulgą położyłam się na sofie i przymknęłam oczy. Ech, to takie głupie, że już nigdy nie będę mogła zasnąć, pomyślałam ze smutkiem.
Po dłuższym czasie zaskoczyło mnie cichutkie, lecz niecierpliwe pukanie do drzwi.
- Proszę - rzuciłam, nie ruszając się z miejsca.
Do pomieszczenia wparował przystojny blondyn z szerokim, uroczym uśmiechem. Jego oczy nie były czerwone, ale dziwnie pomarańczowawe.
- Siemanko! - Jego głos był przepełniony entuzjazmem. Wampir zamknął za sobą drzwi i usiadł na sofie koło moich nóg. - Jak tam?
Uśmiechnęłam się kpiarsko.
- Co dokładnie?
- No... Czy ci się tu podoba? – machną ręką, wskazując nieokreśloną przestrzeń.
Mój uśmiech nieco zbladł. Długo milczałam.
- Niby tak, ale...
- Ale co?
- Nie mam pojęcia co mam zrobić dalej. Wiesz, ze swoim życiem... - podniosłam się i usiadłam po turecku wlepiając wzrok w swoje skarpetki.
- Hmm. To dobre pytanie. Z pewnością nurtowało, nurtuje i będzie nurtować ono każdą istotę na tym globie - przekrzywił głowę i zadumał sie. - Cóż, Bello, czasem stoisz na rozstaju dróg i za Chiny nie masz pojęcia, gdzie się udać. Ale w końcu usłyszysz podszept swojego serca i intuicji, a wtedy idź tam, gdzie wydaje ci się słuszne. - Zamilkł na chwilę. - Po prostu czekaj na jakieś wydarzenie, na jakąś decyzję i wtedy rób to, co uważasz za stosowne. Ale uważaj - niekiedy los cię oszukuje. I właśnie wtedy znajdują cię kłopoty.
Zastanowiłam się głębiej nad tym, co powiedział.
- Masz rację. Pięknie to ująłeś- wysłałam do niego delikatny uśmiech, po czym westchnęłam ze smutkiem.
Ponad rok temu los oszukał mnie najbardziej podstępnie, jak tylko było można. No dodatek serce zmyliło mnie jeszcze bardziej...
- Co się dzieje? Czemu jesteś smutna? - zaniepokoił się Lucas.
Natychmiast się ogarnęłam. Tak, miałam już spore doświadczenie w maskowaniu uczuć, najczęściej obojętnością.
- Nic, nic. Od dawna tu jesteś? W Volterze? I w ogóle, to jak się stało, że jesteś wampirem? I co robiłeś wcześniej? – zasypałam go dla niepoznaki gradem pytań.
Roześmiał się.
- Spokojnie, po kolei... Jeśli chcesz, opowiem ci wszystko od początku.

***
Witam was w pierwszą sobotę roku 2013! Ech, trzeba ustalić powoli nową datę końca świata ;D
Przepraszam, że tak mało, ale nie mam dziś weny ani humoru, by opisywać życie Lucasa. No i strasznie się rozpisałam na tym pierwszym, najstarszym blogu. Najbardziej go lubię ;D Ten też, ale ociupinkę mniej :)
No to do NN!
Wasza
Paulineee