czwartek, 28 lutego 2013

Zawieszam :(

Z przykrością muszę Wam powiedzieć, że jednak nie dam rady :(
Nie będę się rozpisywać, chcę tylko zawiadomić, iż

ZAWIESZAM BLOGA DO ODWOŁANIA


Nie wiem kiedy wrócę do tej historii. Może za miesiąc?...

Pozdrawiam Was serdecznie, lecz z podłym nastrojem :(
Paulineee

sobota, 23 lutego 2013

info


Sorki, nie mam weny ostatnio. Poza tym PRÓBUJĘ OGARNĄĆ 3 BLOGI, ludzie!

                           3               BLOGI           !!!!!!!

To dość ciężkie zajęcie i, niestety, zastanawiam się, czy aby nie zawiesić TEGO bloga, bo gorzej mi idzie pisanie właśnie tej historii :( Moja wena ma dziwne wybryki i nie mam pojęcia, kiedy się do mnie uśmiechnie :/
Póki co staram się nic nie zawieszać, ale nie wiem jak to będzie.
Spróbuję niedługo coś napisać.

Nie obrażajcie się, kochani

Wasza Paulineee

czwartek, 14 lutego 2013

Wale w tynki ;p


,,Miłość odwzajemniona jest dobra,
lecz jeszcze lepsza jest taka,
którą nam ofiarowano,
mimo, że wcale o nią nie zabiegaliśmy''
W. Shekspeare

Życzę Wam dużo miłości w dzisiejszym dniu (i w każdych kolejnych) i ogólnie fajnie spędzonych walentynek :)

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 6

Dedyk dla wszystkich!!! ^^

***
- Od dawna tu jesteś? W Volterze? I w ogóle, to jak się stało, że jesteś wampirem? I co robiłeś wcześniej? - Zasypałam go gradem pytań.
Lucas roześmiał się.
- Spokojnie, po kolei... Jeśli chcesz, opowiem ci wszystko od początku.
- Chcę.
- Okay. Wiele nie pamiętam, ale... Urodziłem się niecałe 30 lat temu w Kanadzie. Moi rodzice oddali mnie do sierocińca, gdy miałem zaledwie parę tygodni. Nic o nich nie wiem. W sierocińcu nie było różowo. Starsi chłopcy byli w stosunku do mnie agresywni. Wiele razy planowałem ucieczkę, ale nigdy nie udawało mi się wydostać. W końcu, jak miałem prawie 16 lat, udało się. Szukali mnie wszędzie, więc spontanicznie dostałem się na statek do Europy, jako pasażer na gapę. Zawsze chciałem pojechać na ,,stary'' kontynent. Na statku podkradałem jakieś żarcie i chowałem się po różnych kątach. W końcu dopłynęliśmy do Anglii. Jakimś cudem nikt mnie nie zauważył i tym razem - wydostałem się ze statku niepostrzeżenie. Przez ponad rok pracowałem dorywczo i nielegalnie. Nie miałem cudownych warunków życia, ale byłem szczęśliwy. O wiele szczęśliwszy, niż w sierocińcu.
Kiedy Anglia mi się znudziła uciekłem do Francji. W wieku 18 lat na mojej drodze stanęli Elazar, Felix, Amanda i Steve. Byli piękni i tajemniczy, bardzo mnie zaintrygowali. Wtedy Amanda i Elazar zwrócili na mnie uwagę. Na rozkaz Ara szukali utalentowanych ludzi lub wampirów, gdyż mu się nudziło i szukał jakiejś rozrywki, a nic go bardziej nie raduje, niż ktoś o paranormalnych zdolnościach – prychnął. - Elazar stwierdził, że Aro będzie ze mnie zadowolony, zaś Amanda najwyraźniej była tego samego zdania. Byłem przerażony, lecz i podekscytowany. Dla nikogo nigdy nie byłem ważny, nikt się mną nie przejmował. Szykowało się coś nowego, a  mnie nudziło moje życie.
Amanda przemieniła mnie, gdy tylko zdecydowali, że mnie wezmą do Volturi. Gdy stałem się wampirem, opowiedzieli mi trochę o naszej rasie i Volturi. Dowiedziałem się, że mam specyficzny dar, polegający na tym, że jeśli pragnąłem być sam, nikt się mną nie interesował, a gdy marzyłem o towarzystwie, zaraz się ono znajdowało. Mój talent rozwinął się wkrótce do tego stopnia, że potrafię wywierać wpływ na otoczenie. Mogę sprawić, że nikt, nawet setka wrogich wampirów, nie zwróci na mnie uwagi gdy będę tuż pod ich nosem. Być może dzięki tej umiejętności ukrywania udało mi się bez żadnych problemów przedostać na inny kontynent.
-  Pewnie tak- mruknęłam. - A na mnie twój dar działa?
Zadumał się na moment. Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.
- Nie - przyznał. Wyglądał, jakby nie był zachwycony z tego powodu. – Szczerze mówiąc, kiedy byłaś ze swoim… kumplem… skupiałem się na tym, żebyś go zostawiła w pieruny. Ale ty rzuciłaś mu się w ramiona… - wywrócił oczami.
- Aha - pokiwałam głową i oparłam się wygodniej o sofę. Nagle zorientowałam się, że Lucas jest strasznie blisko. Poczułam się dziwnie. Z jednej strony nie przeszkadzało mi to, ale czułam też osobliwy dyskomfort i wyrzuty sumienia. Tylko, do cholery, dlaczego?! Moja bajka się skończyła; ukochany porzucił żabę, nim przemienił ją w księżniczkę i odszedł w siną dal...
- A ty? - zapytał cicho. - Co robiłaś wcześniej? Niektórzy uważają, że jako człowiek znałaś tajemnice istnienia wampirów. Skąd? Carmen twierdzi, że macie jakiś wspólnych znajomych, zdaje się, że wampirzych… - zawiesił głos.
Och, no wiesz, Lucas… Po prostu zakochałam się na zabój w jednym z was (pardon, w jednym z NAS), ale po pewnym czasie On przestał odwzajemniać moje uczucie…
Zapiekły mnie oczy.  Wspominanie przeszłości mnie przygnębiło i wprowadziło w ponury nastrój. Zgarbiłam się, oczekując fali bólu.
Czas nie załatał ran. Ja ciągle wszystko pamiętam. Wszystko. Nawet mimo tego, że ludzkie wspomnienia są takie zamazane i marne. To nic nie znaczy. Pamiętam.
Poczułam ciepłą dłoń łapiącą mnie pocieszycielsko za rękę. Drgnęłam i z zaskoczeniem spojrzałam na Lucasa.
- Przepraszam - zmieszał się i natychmiast mnie puścił.
- Nie szkodzi. Po prostu... Zdziwiłam się, że nie jesteś zimny… - Słowa wyskoczyły ze mnie szybciej niż się nad nimi zastanowiłam. Odwróciłam wzrok.
- Wampiry są zimne tylko dla ludzi - powiedział cicho, marszcząc brwi.
Przez długi czas milczałam. Lucas przyglądał mi się uważnie.
- Bello, jakiś wampir cię skrzywdził, prawda? Miałaś już jedno ugryzienie. Carmen zauważyła to, gdy cię ukąsiła. Ktoś wcześniej chciał to zrobić? Dlaczego się wtedy nie przemieniłaś się w wampira?
Jego głos był spokojny i kojący, ale słowa znowu przywołały te wspomnienia, które sprawiały mi tyle bólu.
- Pewien wampir... Nazywał się James… Więc James mnie ugryzł, chcąc wypić moją krew a... On... Zabił Jamesa i wyssał jad z rany - wyszeptałam łamiącym się głosem. Wbiłam wzrok przed siebie, jednak nie widziałam nic. Mój umysł skupił się na dawnych wydarzeniach. – Myślałam, że mnie kocha, ale… Nie chciał mnie. - Mój głos brzmiał żałośnie. - Nie chciał być ze mną na wieczność. Uznał, że do siebie nie pasujemy… Po roku znajomości… Po tylu przejściach… Obietnicach…
Moja niewidoczna rana na sercu zapulsowała boleśnie. Wzdrygnęłam się i skrzyżowałam ręce na piersi.
Lucas nic nie powiedział. Obserwował moje zachowanie. Nie miałam pojęcia, jakie wyciągnął z tego wnioski.
- Ten, kto cię nie chciał, musiał być głupcem  - warknął w końcu.
Spojrzałam ostro na wampira.
- Nie mów tak. Możemy skończyć już temat mojej przeszłości?! - Prawie krzyknęłam. Miałam dość tego bólu, chciałam się od niego oderwać. Jak najszybciej.
- Dobrze – uniósł ręce w pojednawczym geście. -  Jeśli nie chcesz, nie musisz nic mówić. Ale jak będziesz chciała się wyżalić, jestem zawsze gotowy cię wysłuchać - zadeklarował.
- Dzięki - szepnęłam prawie niesłyszalnie. Zamiast rozmyślać o Nim, skupiłam się na opowieści Lucasa o swoim życiu. - Kim jest Amanda?
Zbiłam go z tropu. Przez chwilę miał problem z odpowiedzią.
- Amanda to jedna ze strażniczek Volturi. Jest moją przyjaciółką. Nic więcej - wymamrotał.
- Nic więcej?
Odwrócił wzrok.
- Nie chcę z nią być. Podoba mi się ktoś inny…
- Kto jest tą szczęściarą? – zaciekawiłam się. – No gadaj, może ją do ciebie przekonam.
- Nie sądzę…
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Oboje aż podskoczyliśmy. Gdy się już opanowałam zerwałam się z sofy i pobiegłam otworzyć.
- Cześć! - zawołała z entuzjazmem Carmen, gdy tylko mnie ujrzała. Za nią stał Elazar, który zaciskał usta, żeby nie parsknąć śmiechem. - Jak tam? Podoba ci się twój pokój? Jak się czujesz? Masz jakieś ciuchy? Mam ci coś kupić? Może... - Elazar zachichotał i zatkał jej usta ręką. Uff...
- Spokojniej, kochanie – poprosił z rozbawieniem. -  Jest czas.
Dziewczyna skrzywiła się. Czarnowłosy oderwał dłoń od jej ust i uśmiechnął się do mnie. Ale nagle oboje zamarli, patrząc na coś za mną. A raczej na kogoś.
- Hej - mruknął do nich Lucas, po czym zwrócił się do mnie. - To ja idę. Do zobaczenia później. - Oznajmił wychodząc na korytarz.
- Pa. - Powiedziałam, ze zdziwieniem patrząc na jego plecy.
- No, no – rzekła z chytrą minką Carmen. - Wiedziałam.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
- Co dokładnie?
- Wiedziałam, że będzie teraz próbował zwrócić na siebie twoją uwagę.
Wzruszyłam ramionami.
- Jego dar na mnie nie działa, jeśli o to ci chodzi.
- Co nie zmienia faktu, że Lucas coś do ciebie czuje... - Uśmiechnęła się znowu i spojrzała na mnie porozumiewawczo. - A ty? Jesteś nim zainteresowana?
Otworzyłam usta. Nie odpowiadałam.
O nie. Nie nie nie! To o mnie mówił? Ja mu się podobam? Co ja mam teraz zrobić?! Co ja mam zrobić z Lucasem?! Dopiero co (no, właściwie kilka miesięcy temu…) Pewna Osoba złamała mi serce. Nie chcę… Nie chcę znowu tego przeżyć. Zresztą, nikogo innego nie pokocham bardziej od Niego.
- Hm. Może ja też pójdę, a wy sobie pogadajcie - mruknął Elazar, po czym odwrócił się i szybko oddalił. Widocznie wolał nie wtrącać się do nie moich spraw.
- Okay, zmieńmy temat – zaproponowała Carmen, kiedy zorientowała się, że jej pytania mnie krępują. - Więc jak tam pokój? Podoba ci się tu?
- Ech, tak. Jest bardzo fajny.– odzyskałam wreszcie głos. - Co tak tu stoisz? Właź! – zakomenderowałam, wdzięczna, że nie drążyła tematu Lucasa.
Wampirzyca posłusznie weszła do środka i przycupnęła na sofie. Poszłam w jej ślady.
- A ubrania masz?
Przyjrzałam się przez sekundę mojej torbie.
- Trochę.
- Wiesz co? - mruknęła patrząc w tą samą stronę. - Pójdę ci coś kupić, jak tylko zajdzie słońce. No, bo ty nie możesz wyjść między ludzi. Jeszcze nie. Dzisiaj to był wyjątek.
Skrzywiłam się.
- Dobra - westchnęłam niechętnie, chociaż wolałabym sama się zaopatrzyć w jakieś ciuszki. Bycie nowonarodzoną jest uciążliwe. – Chyba masz rację.
Carmen przekrzywiła głowę. Przyglądała mi się z zainteresowaniem.
- Co? – zapytałam.
- Wiesz, jak na kogoś, kto jest wampirem od zaledwie doby, zachowujesz się niesamowicie! Jesteś taka spokojna… Jakbyś była stworzona do bycia nieśmiertelną!
Skrzywiłam się.
- A co, spodziewałaś się, że będę się rzucać na każdego i próbować zabić? Litości, nie jestem potworem!
- Widzę, ale nie wszyscy… Cóż, w zasadzie to każdy nowonarodzony… w pewnym momencie nie potrafi kontrolować swoich odruchów – westchnęła. – Nie jest to przyjemne. Jednak obawiam się, że mimo twojego charakteru i opanowania kiedyś wybuchniesz. Uważaj na siebie.
- Dobrze.
- I na Jane – dodała. – Może cię sprowokować.
- Cóż, aniołem to ona nie jest.
Carmen prychnęła.
- Ta, do anioła jej baaardzo daleko. No chyba, że do anioła śmierci – zmarszczyła brwi.
- Co ona tak właściwie tu robi?
- Jest ulubioną strażniczką Ara. Ona i jej braciszek mają straszliwe dary. Alec potrafi unieszkodliwić wampira lub człowieka. Jego ofiara nie widzi nic, ani nie słyszy. Taka osoba nawet się nie zorientuje kiedy umiera. A Jane… ona zadaje potworny ból. Z tego co słyszałam, to niemal gorsze niż przemiana w wampira – zadrżała. – Ale ty jesteś na jej dar odporna…
- Serio? – zdziwiłam się.
- Tak. Przecież próbowała użyć na tobie swojego daru. A ty nic.
- Wtedy co ją walnęłam? –upewniłam się.
- Owszem.
- Czułam wtedy takie mrowienie… I… Jakbym miała jakąś powłokę na sobie - powiedziałam wspominając to wydarzenie.
- Hm. To ciekawe - stwierdziła moja stwórczyni i zamyśliła się. – Chcesz sobie jeszcze odpocząć, czy oprowadzić cię po siedzibie władców wampirów?
- Och. Dobrze, mogę pozwiedzać – uśmiechnęłam się lekko.
***
Hej :) Czekam na Wasze oceny tego rozdziału ;D
Papa!