Siemmmmaaaa!!!!
Mam 5 wiadomości:
Złe wiadomości:
- laptopik nie naprawiony :( padła karta graficzna lub płyta główna
- na razie go nie naprawię, bo jestem spłukana :(
Dobre wiadomości:
- Udało mi się z tego grata odzyskać moje zapiski (dużo tego nie było, ale się cieszę, że moja robota nie poszła na marne)
- Mama nie wkurzyła się aż tak bardzo, na wieść o zepsutym laptopie
- I mogę pisać na notebooku (którego obie używamy)
- Postaram się dodać nocie w weekend, może w sobotę, ale niedziela też możliwa
Podsumowując - POWRACAM!!!! ;D ;p ;) ^^
I mam z tego powodu zaciesz ;p
Do weekendu!
,,Miłość to nie igraszka czasu (...) Miłości nie odmienią chwile, dni, miesiące: ona będzie trwać - i trwać będzie po sam kraj zagłady'' Wiliam Szekspir
czwartek, 31 stycznia 2013
czwartek, 24 stycznia 2013
Ważne!!! :(
Nie mam dobrych informacji :( Rozje*ałam swojego kompa na którym pisałam (coś z dyskiem twardym) i nie mam bladego pojęcia, kiedy dodam nowy rozdział. Mam normalnie doła, bo pisanie to moje hobby.
Nie wiem też, kiedy naprawię kompa. Tak NAPRAWIĘ, bo wolę sama coś wykombinować, bo moja mama się wk*rwi i będę miała jeszcze większy problem :X Masakra.
Nie wiem też, kiedy naprawię kompa. Tak NAPRAWIĘ, bo wolę sama coś wykombinować, bo moja mama się wk*rwi i będę miała jeszcze większy problem :X Masakra.
Życzcie mi szczęścia :)
Pozdrowionka
Wasza
Paulineee
sobota, 5 stycznia 2013
Rozdział 5
Dawno nie było
dedykacji! I'm sorry ;(
A więc dedyk
dlaaaa:
Bells
Cullen-Swan
Zuzki
Beaty
Asi
W ponurym
nastroju dowlekłam się za Carmen, Agnes, Eleazarem i Lucasem w przeciwną
stronę, do zamku Volturich. Robiło się coraz jaśniej, za jakieś pół godziny zza
horyzontu miało wyłonić się słońce. Był więc najwyższy czas, by wracać.
Było mi
strasznie źle, że nie wrócę już nigdy z Jacobem do domu. Że nie ułożę sobie
życia, nie będę miała dzieci (nigdy o nich nie marzyłam, ale przecież taka jest
kolej rzeczy...), nie dożyję starości i nie umrę w spokoju. Taa, kiedyś to
wszystko było mi obojętne, bo wtedy jeszcze wierzyłam w miłość Pewnej Osoby.
Ależ byłam głupia i naiwna! Jak mogłam myśleć, że kocha mnie ktoś taki, jak
On?! Mężczyzna nieziemsko przystojny, intrygujący, błyskotliwy, inteligentny,
wykształcony, honorowy, miły, z nienagannymi manierami, wszechstronnie
uzdolniony, czytający w myślach wszystkim prócz mnie... I na dodatek ten
mężczyzna był wampirem powstrzymującym się, by mnie nie zabić, a jednocześnie
chętnie ratującym mnie z opresji…
Ale w końcu mu
się to wszystko znudziło.
Kiedyś
myślałam, że mówi prawdę, że czuje do mnie to samo, co ja. Myślałam, że jeśli
mnie przemieni w wampira będziemy żyć wiecznie w szczęściu i miłości... A On
nie chciał. I już wiem dlaczego. Po prostu mnie... nie kochał.
Zamrugałam
gwałtownie czując specyficzne pieczenie nosa zwiastujące łzy.
Idiotka.
Głupia, stuknięta, bezbronna dziewczynka... A przepraszam, już nie bezbronna,
bo jest WAMPIREM! Nieśmiertelną istotą, skazaną na wieczne opłakiwanie straty
jedynej miłości… Czemu los jest ZAWSZE przeciwko mnie?!
Prychnęłam ze
złością i pokręciłam gniewnie głową. Poczułam na sobie spojrzenie Lucasa,
najwyraźniej zaintrygowanego moim zachowaniem. Agnes i Eleazar nie zwracali na
mnie uwagi, pewnie zgorszeni moją przyjaźnią z wilkołakiem. Carmen zaś co
chwilę zerkała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby była czymś zmartwiona.
Westchnęłam i
znowu zatopiłam się w myślach.
Miałam
nadzieję, że Jacobowi nic się nie stanie. Byle tylko udało mu się bezpiecznie
dotrzeć do domu!
I pomyśleć, że
to wszystko przeze mnie… I przez mojego gigantycznego pecha. Mogłabym się
spodziewać, iż coś pójdzie nie tak. No bo cóż w moim życiu się udało?
Podsumujmy
więc ciąg niepowodzeń panny Swan: moi rodzice się rozwiedli, potem gdy mama
zakochała się, obawiała się, że za dużo czasu poświęca Philowi, więc
postanowiłam pojechać do ojca, do znienawidzonej przeze mnie dziury, do Forks.
Tam oczywiście wszyscy mnie znali i cały czas doprowadzali mnie niemalże do
białej gorączki tym ,,Isabella Swan, prawda? Córka komendanta?''. Na dodatek
pierwszego dnia w szkole niemal nie rzucił się na mnie głodny wampir, w którym
się zakochałam na zabój. Potem, gdy wreszcie, po raz pierwszy w życiu byłam szczęśliwa,
okazało się, że chce na mnie zapolować niejaki James, przez którego niemal
witałam się ze Śmiercią. Następnie brat mojego... byłego chciał mnie sobie
zjeść na moim przyjęciu urodzinowym i... I wtedy stało się najgorsze...
ON mnie rzucił. Gdy się jako tako
pozbierałam (podkreślając ,,jako tako''), okazało się, że dziewczyna Jamesa i
jego kumpel Laurent chcą się zemścić i mnie zabić. Atak Laurenta przeżyłam
dzięki wilkołakom, a z jednym z nich się wcześniej zaprzyjaźniłam. Tak więc,
nadal prześladowały mnie nadprzyrodzone istoty…. Potem oszalałam i postanowiłam
robić niebezpiecznie rzeczy, wbrew Jego prośbie. Dlaczego? Bo wtedy wspominało
mi się Go najlepiej, a wspomnienia to wszystko co mi pozostało. No i ta
pieprzona wycieczka, na którą pojechałam wraz z najlepszym przyjacielem... I
gdzie tu jakieś NORMALNE wydarzenia? Jedyne szczęście jakie mi się przydarzyło
to On, jego rodzina i Jacob.
A teraz
wszystkich ich straciłam... Przez mojego własnego, cholernego pecha. Pozostała
mi nadzieja, że teraz, jak już jestem wampirem, mój magnez przyciągający
wszystkie kłopoty wokół przestanie działać. Oby...
- Bello? -
Zagadnął nagle Eleazar.
- Tak? -
Zapytałam zmęczonym głosem.
- Nie
rozpowiadaj wszystkim na około, że masz kumpla wilkołaka. W ogóle nawet nie wspominaj
o tej rasie.
- Czemu?
Spojrzał na
mnie dziwnie.
- Bo wampiry
NIENAWIDZĄ wilkołaków, a szczególnie Kajusz Volturii.
Przeszedł mnie
zimny dreszcz.
- Ach... To
jeden z trójcy?
- Dokładnie.
To ten z białymi włosami. Więc co, przyrzekasz?
- Tak. - A cóż
innego mam powiedzieć?
Odetchnął z
ulgą.
- A tak na
marginesie, to wspominał ci ktoś, że jesteś strasznie nieprzewidywalna? -
Szatyn uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową z udawaną dezaprobatą.
Spochmurniałam.
- Taak, już to
gdzieś słyszałam - odparłam cicho. Chyba nie muszę mówić, kto tak kiedyś
powiedział?
Uśmiech
Eleazara przygasł - najwyraźniej nie rozumiał, czemu tak dziwnie zareagowałam
na jego żart. Westchnął i już więcej się nie odzywał. Carmen ukradkiem patrzyła
na mnie z troską, Agnes z niepewnością, natomiast Lucas wydawał się być
równocześnie zaskoczony, jak i dziwnie zaintrygowany moimi reakcjami.
Wkrótce
doszliśmy do zamku. Z zewnątrz wyglądał nawet niepozornie, chociaż teraz, jak
wiedziałam kto tam zamieszkuje, na widok budowli dostawałam dreszczy.
Ku mojemu
zdumieniu przy recepcji czekał na nas Aro, oraz parę wampirów - Felix,
niezwykle podobny do Jane, schludnie ubrany chłopiec, wysoki mężczyzna w
średnim wieku, dumnie wyprostowana brunetka z loczkami i dużymi oczami, oraz
niepozorna, wyglądająca nieco bojaźliwie kobieta, która niemal dotykała Ara.
Patrzyła na nas z niepokojem i podejrzliwością.
- Witajcie! -
przemówił Aro z przyjaznym uśmiechem. - Polowanie, jak mniemam, udane.
- Tak, panie -
odpowiedział Lucas, opuszczając z szacunkiem głowę.
- To świetnie.
Jak się miewasz, Bello?
- Dobrze - mój
głos brzmiał nawet dość pogodnie.
- Cieszę się.
Kazałem przygotować dla ciebie pokój, moja droga.
- Hmm, bardzo
dziękuję - wymamrotałam zaskoczona.
- Cheleso,
Eleazarze, pokażcie proszę Belli drogę do jej pokoju.
Spokojna
brunetka z loczkami uśmiechnęła się do mnie leciutko, lecz jej oczy były
nieprzeniknione.
- Jak sobie
życzysz, panie - ukłoniła się lekko przed wiekowym wampirem, po czym ponownie
przeniosła wzrok na mnie. - Chodź za mną, Bello. – rzekł, po czym odwróciła się
i ruszyła w stronę wind.
- Do
zobaczenia - uśmiechnęłam się do moich znajomych, po czym poszłam za Chelesą.
Eleazar podążał za mną. Kiedy cała nasza trójka znalazła się w windzie, Chelesa
nacisnęła jakiś guzik i utkwiła wzrok w szatynie.
- Lucas i
Agnes też posilali się zwierzętami? - zapytała z zaciekawieniem, gdy winda
ruszyła w górę.
- Lucas tak,
Agnes nie - odparł krótko Eleazar.
W jej dużych
oczach błysnęło zaskoczenie. Zmarszczyła brwi.
- Fiu, fiu.
Tego się nie spodziewałam. Nie po Lucasie.
- Szczerze
mówiąc, ja również jestem zaskoczony - przyznał. - Nigdy nie przejawiał nawet
cienia zainteresowania naszą dietą.
Coś pyknęło i
drzwi windy się otworzyły. Poszliśmy dalej.
- Kiedyś sam
byś się z tego śmiał.
- Wcale nie.
Od kiedy o tym usłyszałem, od razu wiedziałem, że powinienem spróbować.
- Niech ci
będzie - skapitulowała. - Ale myślę, że przekonała cię do tego Carmen. Może
Lucas... - przerwała i spojrzała na mnie znacząco.
Uniosłam brew.
Chodziło jej o to, że z mojego powodu Lucas z nami poszedł na wegetariańskie
polowanie? Bez sensu.
- Nie
rozumiem, o co wam chodzi - poskarżyłam się, patrząc to na Chelesę, to na
Eleazara.
- Chelesie
chodzi o to, że najwyraźniej spodobałaś się Lucasowi - wyjaśnił Eleazar. - Cóż,
nie zdziwiłbym się, jakby zaczął się koło ciebie kręcić…
Uniosłam brwi
ze zdziwienia. Lucas się mną zainteresował? Nie spodziewałam się tego!
Chelesa
uśmiechnęła się krzywo.
- Amanda nie
będzie tym zachwycona.
- Może ją
jakoś udobruchasz. Jesteś w tym dobra.
- Oczywiście,
że jestem – parsknęła. W tej samej chwili przystanęła i wskazała na pobliskie
drzwi z numerem 19 - To tutaj – poinformowała mnie - Jakbyś jeszcze czegoś
potrzebowała, to jestem w pokoju numer 13. – powiedziała, po czym spojrzała na
mnie z mieszanką smutku, niepokoju i jakby niepewności i odeszła.
Wpatrywałam
się z niezdecydowaniem w drzwi mojego pokoju.
- Ja i Carmen
mieszkamy pod 17-ką – odezwał się Eleazar.
- A kto ma
pokój obok mnie?
- 18-kę
zajmuje Steve, ten starszy facet który czekał na nas z Arem i resztą, a 20-kę
Lucas. Hm, jestem pewien, że Carmen cię odwiedzi za parę godzin. - Uśmiechnął
się lekko. - Dobra, musze już iść. Aha, Heidi znalazła twój bagaż w autokarze,
jest już w środku. No to do zobaczenia. - Pomachał mi na pożegnanie i ruszył w
kierunku, z którego przyszliśmy.
- Cześć! -
krzyknęłam za nim i nacisnęłam klamkę. Niepewnie weszłam do środka, zamykając
za sobą drzwi.
Pokój był
boski! Wszystko było utrzymane w pięknych odcieniach złota i brązu. Ściany były
pomalowane na przyjemny, jasnożółty kolor, zasłony na 2-óch małych oknach miały
kolor szczerego złota, tak samo piękna sofa. Meble były misternie rzeźbione w
drewnie, na mój gust dębowym. Łazienkę natomiast urządzono nowocześnie. Ku
mojemu zdumieniu było też dużo nowoczesnych sprzętów, np. telewizor 3D, czy
wieża stereo.
Na podłodze
koło sofy leżała moja torba. Dopadłam do niej szybko, szczęśliwa, że wreszcie
mam coś swojego. Moje ubranie i skóra były mocno przybrudzone po polowaniu,
więc umyłam się i przebrałam. Następnie z ulgą położyłam się na sofie i
przymknęłam oczy. Ech, to takie głupie, że już nigdy nie będę mogła zasnąć,
pomyślałam ze smutkiem.
Po dłuższym
czasie zaskoczyło mnie cichutkie, lecz niecierpliwe pukanie do drzwi.
- Proszę -
rzuciłam, nie ruszając się z miejsca.
Do
pomieszczenia wparował przystojny blondyn z szerokim, uroczym uśmiechem. Jego
oczy nie były czerwone, ale dziwnie pomarańczowawe.
- Siemanko! -
Jego głos był przepełniony entuzjazmem. Wampir zamknął za sobą drzwi i usiadł
na sofie koło moich nóg. - Jak tam?
Uśmiechnęłam
się kpiarsko.
- Co
dokładnie?
- No... Czy ci
się tu podoba? – machną ręką, wskazując nieokreśloną przestrzeń.
Mój uśmiech
nieco zbladł. Długo milczałam.
- Niby tak,
ale...
- Ale co?
- Nie mam
pojęcia co mam zrobić dalej. Wiesz, ze swoim życiem... - podniosłam się i
usiadłam po turecku wlepiając wzrok w swoje skarpetki.
- Hmm. To
dobre pytanie. Z pewnością nurtowało, nurtuje i będzie nurtować ono każdą
istotę na tym globie - przekrzywił głowę i zadumał sie. - Cóż, Bello, czasem
stoisz na rozstaju dróg i za Chiny nie masz pojęcia, gdzie się udać. Ale w
końcu usłyszysz podszept swojego serca i intuicji, a wtedy idź tam, gdzie
wydaje ci się słuszne. - Zamilkł na chwilę. - Po prostu czekaj na jakieś
wydarzenie, na jakąś decyzję i wtedy rób to, co uważasz za stosowne. Ale uważaj
- niekiedy los cię oszukuje. I właśnie wtedy znajdują cię kłopoty.
Zastanowiłam
się głębiej nad tym, co powiedział.
- Masz rację.
Pięknie to ująłeś- wysłałam do niego delikatny uśmiech, po czym westchnęłam ze
smutkiem.
Ponad rok temu
los oszukał mnie najbardziej podstępnie, jak tylko było można. No dodatek serce
zmyliło mnie jeszcze bardziej...
- Co się
dzieje? Czemu jesteś smutna? - zaniepokoił się Lucas.
Natychmiast
się ogarnęłam. Tak, miałam już spore doświadczenie w maskowaniu uczuć,
najczęściej obojętnością.
- Nic, nic. Od
dawna tu jesteś? W Volterze? I w ogóle, to jak się stało, że jesteś wampirem? I
co robiłeś wcześniej? – zasypałam go dla niepoznaki gradem pytań.
Roześmiał się.
- Spokojnie, po
kolei... Jeśli chcesz, opowiem ci wszystko od początku.
***
Witam was w
pierwszą sobotę roku 2013! Ech, trzeba ustalić powoli nową datę końca świata ;D
Przepraszam,
że tak mało, ale nie mam dziś weny ani humoru, by opisywać życie Lucasa. No i
strasznie się rozpisałam na tym pierwszym, najstarszym blogu. Najbardziej go
lubię ;D Ten też, ale ociupinkę mniej :)
No to do NN!
Wasza
Paulineee
Subskrybuj:
Posty (Atom)