sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 2


Nie byłam w stanie zasnąć. Mój kumpel również chyba nie potrafił się zmusić do snu. Był tak samo zdenerwowany, jak ja.
Rano dojechaliśmy wreszcie do kolejnego miasta.
- Moi drodzy, oto Volterra - odezwała się aksamitnym głosem Luiza. W jej głosie dało się słyszeć satysfakcję i zniecierpliwienie.
Przez długi jakiś czas oprowadzała nas po Volterze, pilnując, żeby ciągle być w cieniu. Wszyscy słuchali jej jak oczarowani. Nawet Jackob dziwnie się zachowywał... Tylko ja nie byłam podatna na urok wampirzycy. Czyżby Luiza miała dar?
W porze lunchu zorientowałam się, że Jacob i Luiza gdzieś zniknęli. Nasza grupa spokojnie jadła, nikt nie zauważył, iż nie ma przewodniczki i mojego kumpla. Ze zdenerwowania nawet nie tknęłam swojego przydziałowego spaghetti.
Gdzie oni są?!
Nagle zauważyłam piękną blondynkę. Pojawiła się niespodziewanie, jak to mają w zwyczaju wampiry. Na jej idealnych ustach widniał złośliwy uśmieszek. Przełamałam się i podbiegłam do wampirzycy.
- Przepraszam... - wybąkałam. - Nie widziała pani może mojego przyjaciela, Jacoba? To taki wysoki, ciemnoskóry chłopak z krótkimi, czarnymi włosami.
Spojrzała na mnie, jak na jakąś uciążliwą mróweczkę, i odparła:
- Nie, nie sądzę. Na pewno go tu nie ma? - W jej aksamitnym głosie pobrzmiewała nuta fałszu.
- Nie – mruknęłam.
- Och, tak mi przykro… - Idealnie udawała zatroskanie.- Ale… Wiesz co? Możliwe, że wrócił do autobusu.
Strach o przyjaciela ścisnął moje serce. Tak. Jasne. Bujać to my, a nie nas…
- Może i tak – odparłam cicho, po czym wróciłam wolno do swojego stolika.
Po lunchu Luiza zaprowadziła nas do jakiejś twierdzy, w okolicach wieży zegarowej. Wszyscy podziwiali wspaniałą budowlę, jedynie ja poruszałam się cała zesztywniała, przerażona i nie czuła na piękno architektury.
Ciągle martwiłam się o Jake'a. Może po prostu uciekł, gdy zorientował się, że w Volterze jest mnóstwo wampirów? Albo, nie daj Boże, coś mu się stało... Może ona mu coś zrobiła? Udawała, że poszedł do autobusu…
Rozmyślając tak nawet nie zauważyłam, że w korytarzu pojawił się kolejny wampir. Był to potwornie blady, duży mężczyzna z czarnymi oczami. Ha! Duży to mało powiedziane! Dorównywał posturą Emmettowi!
Och, Emmett… Za nim też tęskniłam. Był taki pogodny i przyjacielski.
- Witaj, Heidi - wampir zwrócił się z lubieżnym uśmiechem do Luizy.
- Witaj, Felix - odpowiedziała piękna blondynka. - Lepiej już chodź do Wielkiej Sali. Zapowiada się niezła uczta! - zachichotała.
- O tak - westchnął z rozmarzeniem Felix, rozglądając się z zainteresowaniem po członkach wycieczki.
Przełknęłam ślinę. Oni chcą nas wszystkich... skonsumować! Poczułam, że cała się trzęsę ze strachu. Miałam ochotę odwrócić się i wziąć nogi za pas, ale po pierwsze i tak by mnie dogonił jakiś wampir, a po drugie zapewne szybko bym się wywaliła. Nie pozostało mi nic innego jak podążać z resztą ludzi na egzekucję.
Wkrótce znaleźliśmy się w Sali Tronowej, a przynajmniej tak powiedziała Luiza/Heidi. Było tam dużo wampirów - co najmniej z 30. Wszyscy stali za lub obok trójki dziwacznych postaci. I każdy, bez wyjątku, miał krwisto czerwone oczy.
- Moi drodzy, oto Volterra! - zawołał do turystów piskliwym głosikiem sędziwy czarnowłosy wampir, siedzący na jednym z 3-ech tronów (które całkowicie zbiły mnie z tropu!). Nie był zbyt piękny. Wyglądał dziwnie przeciętnie jak na przedstawiciela swojej rasy. Jeszcze nigdy nie spotkałam wampira nie oszałamiającego swoją urodą.
Nie miałam dużo czasu na przyglądanie się temu dziwnemu krwiopijcy, gdyż niemal w tej samej chwili do sali wkroczyła dumnym krokiem mała wampirzyca. Wyglądała na jakieś 12, może 13 lat, co mnie nieco zdziwiło. Któż taki zamienił dziecko w wampira? I dlaczego? Nigdy nie słyszałam o tak młodych krwiopijcach.
- Nareszcie wróciłaś z obiadem! - Zawołała dziewczynka z rozdrażnieniem w głosie. - Już zaczynałam być głodna!
- Ale jak widać już jestem, Jane - syknęła obłędna blondynka. Nie lubiły się, to było widać na pierwszy rzut oka. – Nie unoś się tak.
Tamta tylko prychnęła pogardliwie, jakby była ważniejsza od o wiele starszej piękności.
Do Wielkiej Sali weszła już cała wycieczka. Ktoś zamknął wrota na klucz
Tymczasem zgromadzone wampiry wpatrywały się intensywnie w tłum nic nie rozumiejących ludzi. Dlaczego jeszcze nie zaatakowali? Czekają na jakieś przyzwolenie, czy co?
- Doskonale się spisałaś, Heidi – zamruczał z zadowoleniem ten sam sędziwy wampir, który odezwał się już wcześniej. – Dorodni Amerykanie!
Gdy zaczął mówić, jakaś wampirzyca z ciemnymi, prawie czarnymi włosami skrzywiła się z niesmakiem i uciekła bocznymi drzwiami z sali. Jakimś cudem zauważyłam, że jej oczy były czarne ze złotymi cętkami. Poczułam jakąś lichą nadzieję, że może jest więcej wegetarianów na sali...
Ciemnowłosy mężczyzna, przy którym przed chwilą stała, nieoczekiwanie spojrzał z zainteresowaniem wprost na mnie. Nie potrafiłam się zorientować, czy był  wegetarianinem czy nie, gdyż on z kolei miał zupełnie ciemne oczy.
- Cóż, skoro zebraliśmy się tu już wszy… - zaczął starzec o hebanowych włosach.
- Aro? - zawołał wpatrujący się we mnie mężczyzna do dziwnego osobnika siedzącego na tronie, przerywając tamtemu w pół słowa. Wszyscy zerknęli na tych dwoje, niektórzy z niebywałym oburzeniem, iż mężczyzna posunął się do wtrącenia się w wypowiedź sędziwego wampira.
Aro. Coś mi to mówiło…
Wspomniałam pewną rozmowę z moim ukochanym. Opowiadał mi o swojej rodzinie, głównie o przybranym ojcu, Carlisle’ u. Mój umysł przywołał słowa Edwarda zadziwiająco wyraźnie:
,,Aro, Marek i Kajusz, nocni mecenasi sztuki.
- Ciekawe, co się później z nimi stało – zastanowiłam się na głos, niemal dotykając palcem płótna. Dwóch z mężczyzn miało kruczoczarne włosy trzeci bielusieńkie.
- Nadal tam są. – Edward wzruszył ramionami. – Nikt nie wie, ile to już tysiącleci’’.*
- ...scy... Słucham cię, mój drogi? - westchnął Aro, wyrywając mnie z zamyślenia.
Czarnooki pospiesznie podszedł do władcy i podał mu dłoń. Ten ostatni złapał ją nieco zdziwiony, lecz zaciekawiony i po chwili spojrzał na mnie z fascynacją.
- Bardzo ciekawe, Eleazarze. Bardzo. Jesteś pewien?
- Blokuje mnie nawet teraz. Musi być potężna! – odparł Eleazar, nie ukrywając swojego zaszokowania. – Mam 90 procent pewności, że będzie potrafiła rozszerzyć swoją tarczę, tylko trzeba z nią poćwiczyć.
Kto, ja?! Jak to: blokuję go? O co mu chodzi?
- Ach! – westchnął Aro z zachwytem i aż wstał z tronu. Zrobił parę kroków w moim kierunku, ale zaraz zmienił zdanie i przywołał mnie gestem dłoni.
Rozejrzałam się wokoło. Ani wampiry, ani przestraszeni ludzie nie rozumieli, o co chodzi tym dwóm.
- Idź! Podejdź do niego! – Usłyszałam w moim chorym umyśle ponaglający głos Edwarda. No tak, byłam otoczona przez żądne mojej krwi wampiry - nic dziwnego, że On się pojawił. Powitałam ten majak z radością. Tak! I nawet ucieszyłam się, że tu jestem! I co z tego, że zaraz mogę zginąć? Mam Edwarda! Nic innego nie jest ważne. Tylko on.
Spełniłam życzenie ukochanego oraz Ara i podeszłam do ,,nocnego mecenasa sztuki’’. Może nie będzie tak źle? Przecież Carlisle go znał…
 - Jak się nazywasz, kochanie? - zapytał mnie przymilnie Aro, gdy zatrzymałam się z trzy metry od niego.
Wampir o białych włosach, który zajmował jeden z 3-ech tronów, jęknął z niecierpliwością.
Miałam ochotę pokazać Arowi wrogie spojrzenie, ale pamiętałam, że wampiry są mściwe. Może jak będę grzeczna, to ukrócą natychmiast moją mękę zwaną życiem…
- Bello, nie zwlekaj, odpowiedz mu! – poprosił Edward.
- Bella – szepnęłam, nie mogąc zdobyć się na nic głośniejszego. - Tylko zrób to szybko, dobrze? - wypaliłam. Edward warknął z irytacją.
- To nie było konieczne.
Ara zamurowało.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi, Bello – wyznał ostrożnie.
Oblizałam nerwowo wargi.
- Zabij mnie szybko... Proszę. Nie przeciągaj tego.
- NIE! – ryknął mój ukochany. – CO TY WYRABIASZ?! Nie podjudzaj go!
Aro uśmiechnął się niepewnie.
- Skąd pomysł, że chcę ci zrobić krzywdę?
- Jak mu powiesz, że wiesz o wampirach, to będziesz miała przechlapane – warknął groźnie Edward.
- Bo… Bo tak przeczuwam… Czuję się jak jedzenie, tak się patrzycie… - wyjąkałam wbijając wzrok z piękną, marmurową podłogę.
- Panie? Czy możemy już nie przeciągać? - Zniecierpliwił się wielki facet, ten który pierwszy witał naszą ,,przewodniczkę'', Felix, czy jakoś tak.
Sędziwy wampir nie zwracał na niego większej uwagi, bo wciąż wpatrywał się we mnie z dziwnym zaintrygowaniem. Uniósł tylko rękę, żeby uciszyć tamtego.
- Wiesz, kim jesteśmy?
Przegryzłam wargę.
- Domyślam się – odparłam niepewnie.
Brwi wampira podjechały do góry, w dziwaczny sposób napinając jego porcelanową skórę.
- Podejdź do mnie, proszę - rozkazał. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do wampira. Zadowolony moim posłuszeństwem uśmiechnął się szeroko, po czym nieoczekiwanie złapał mnie za rękę. Zastygłam w bezruchu. Miał rękę o bardzo dziwnej strukturze. Wydaje mi się, że nie była taka mocna, jak u innych wampirów.
Edward znowu zawarczał. Najwyraźniej nie podobało mu się, że dotyka mnie ten starzec.
- Och - wyrwało się nagle Arowi. - To niespotykane! Niesamowite! - wykrzyknął i zerknął na Eleazara. - Zaprawdę masz rację, mój drogi. Doskonale - zamruczał i puścił moją dłoń.
Zmarszczyłam brwi. Moje zdziwienie pogłębiło się. Czy ktoś mnie oświeci, o co mu chodzi?
Tymczasem Aro przejechał sobie palcem po brodzie, najwyraźniej nad czymś rozmyślając.
- Eleazarze? - Zwrócił się do czarnookiego.
- Słucham, panie?
- Zabierz, proszę, dziewczynę do jakiegoś pokoju i przemień.
- Nie! - Krzyknęłam, gdy zorientowałam się, co miał na myśli Aro. - Po prostu mnie zabij! Nie mam po co żyć... - Ostatnie zdanie wyszeptałam.
Realne wampiry mnie zignorowały, ale ten nierealny nie do końca.
- Przestań gadać głupoty! – odezwał się Edward bezbarwnym głosem.
- Ale ja... Nie jestem pewny, czy dam sobie radę… - zaniepokoił się Eleazar.
- Ufam ci, Eleazarze. Na pewno ci się powiedzie – powiedział władczy strzec, rzucając mu spojrzenie typu ,,nie dyskutuj ze mną i zrób to, co kazałem ci zrobić’’.
Czarnooki skapitulował. W sekundę potem znalazł się przy mnie.
- Chodź, Bello – rzekł ponuro, po czym złapał mnie za ramię i pociągnął w kierunku drzwi, w których zniknęła wegetarianka. Gdy je przekroczyliśmy, znaleźliśmy się w długim korytarzu.
Moje oczy znienacka zrobiły się wilgotne.
- Nie, błagam! Zabij mnie! - wychlipałam przez łzy. – Nie przemieniaj mnie…
Zatrzymał się gwałtownie i przyjrzał mi się uważnie.
- Dlaczego? Co się stało, że chcesz się pożegnać z życiem, kiedy los daje ci coś w rodzaju... szansy? Nie chcesz być piękniejsza? Silniejsza? Wiecznie młoda i zgrabna? – niedowierzał Eleazar.
- Nie chcę już żyć. Nie mogę - jęknęłam.
Jeśli zostanę człowiekiem, to wkrótce umrę i nie będę musiała już dłużej czuć bólu. A jeśli będę wampirem... Jak ja mogę całą wieczność spędzić BEZ NIEGO? To bez sensu! To po prostu straszne! Owszem, kiedyś chciałam zostać wampirem... Ale tylko po to, by się nigdy nie rozstawać... Z NIM. Wieczność bez niego będzie piekłem.
- Przykro mi. Dostałem rozkaz i muszę go wypełnić. – mruknął zdumiony wampir i ruszył w głąb korytarza. W końcu zatrzymał się przed jakimiś drzwiami.
- Carmen? – zawołał cicho.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i ukazała się nam kobieta, która wyszła niedawno z Wielkiej Sali. Patrzyła ze zdziwieniem to na mnie, to na Eleazara, trzymając ręce na klamce. Najwyraźniej nie paliła się, żeby nas wpuścić do pokoju.
- O co chodzi? - Głos wampirzycy brzmiał nieco chłodno, ale grzecznie.
- Ta dziewczyna - wskazał na mnie ruchem głowy - jest wyjątkowa, Carmen. Posiada silną tarczę, raczej mentalną. Aro kazał ją przemienić, ale… Ale ja nie podołam zadaniu… Ty to musisz zrobić – rzucił błagalnie.
Carmen spojrzała na mnie współczująco.
- Nie mnie Aro kazał to zrobić, Eleazarze – powiedziała do niego łagodnie, przenosząc na niego swe szlachetne, pełne ciepła oczy. - Będzie wściekły, jak ty się nią nie zajmiesz. Ja wcale nie mam doświadczenia! Nie wiem czy potrafiłabym… Nawet jeśli, to nie chcę jej skazywać na wieczną noc. Nie martw się, dasz sobie radę - pocieszyła go. - Cieszę się, że właśnie ty masz ją przemienić, a nie te bydlaki ze straży przybocznej.
- Proszę cię! Nie chcę jej... Czegoś zrobić. Wróciłyby wyrzuty sumienia. Poza tym, jesteś bardziej wstrzemięźliwa ode mnie. Ja dopiero się przestawiłem…
- To mnie zabij i po kłopocie! Przecież jesteś krwiopijcą! - wydarłam się nagle. Wkurzało mnie to, że rozmawiają o mnie tak, jakbym nie stała tuż obok.
Przez dłuższą chwilę patrzyli na mnie w osłupieniu, zupełnie zaskoczeni tym wybuchem.
- Czy ty... Wiesz o wampirach? - Zdziwiła się Carmen.
W moich oczach zalśniły łzy.
- Nie chcę o tym gadać. Skończcie to już! Błagam!
Kobieta przyjrzała mi się dokładnie. W ciemnych tęczówkach pojawiło się jakieś dziwne zaniepokojenie.
- Chodźcie – powiedziała i odsunęła się. Eleazar uniósł brwi i delikatnie wepchnął mnie do środka. Carmen zamknęła za nami drzwi.
- Jak… Jak się nazywasz? - zapytała cicho wampirzyca. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że jednak znała moje imię.
- Bella – mruknęłam z rezygnacją, stojąc na środku pokoju.
Kobieta zaczerpnęła gwałtownie powietrza i otworzyła nieco usta, najwyraźniej bardzo czymś przejęta.
- A znasz może Cullenów?
To nazwisko wbiło mi się w serce jak cierń. Zadrżałam i wbiłam wzrok w podłogę.
- N-nie chcę… o tym… gadać - powtórzyłam z trudem.
- Och… - wydusiła z siebie Carmen, rozszerzając oczy.
- Cullenowie… – zadumał się Eleazar. - To ci znajomi twoich przyjaciółek z Denalii? – zwrócił się do Carmen.
- Tak. Tak… Rany, Eleazarze, ja wiem, kim ona jest – szepnęła Carmen. Spojrzałam na zaaferowaną wampirzycę. Przez chwilę stała nieruchomo jak posąg, ze wzrokiem wbitym w ścianę. Zacisnęła zęby i skrzywiła się nieco, jakby podjęła jakąś decyzję. - Przykro mi, Bello, ale musimy to zrobić. Muszę cię przemienić, chociaż tak mogę odwdzięczyć się Carlisle’owi i jego rodzinie za pokazanie mi lepszej drogi. Chciałabym cię pocieszyć i powiedzieć, że nie będzie bolało, ale... Niestety będzie – przyznała smutno. – Ale poradzisz sobie. Każdy wampir przez to przeszedł.
,,Chociaż tak mogę odwdzięczyć się Carlisle’owi i jego rodzinie’’? Ona chyba żartuje! Nie odda im żadnej przysługi, przemieniając mnie w nieśmiertelną. Cullenowie mnie już nie chcą…Jestem dla nich nic nie wartym człowiekiem.
Chciałam jej to powiedzieć, ale wampirzyca zaczerpnęła z trudem powietrza, po czym pochyliła się nade mną i wbiła kły w moją szyję.
A potem błyskawica bólu odebrała mi rozum i zapomniałam o tym, co miałam powiedzieć wampirzycy.

***

* fragment ,,Zmierzchu’’.
Co Carmen i Eleazar robią u Ara, dowiecie się w NN :) Ich historia jest nieco inna, niż w Sadze Zmierzch.

Komentować proszę! Bez skrupułów!!! ;p

9 komentarzy:

  1. Ooo fajnie. Gdzie Jacob, gdzie mój Jacob?

    OdpowiedzUsuń
  2. Trolololo, świetne. Kiedy następna notka ?
    U mnie już jest kolejny rozdział zapraszam http://bellsiprzyjaciele.bloa.pl/
    Buziaki Jagoda :*

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział niesamowity
    czekam niecierpliwie na nn
    Życze weny
    Rose:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A niech mnie dziewczyno... ale zajebisty rozdział... nie mogę się doczekać co dalej .. dodawaj szybko :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale dobrze to rozegrałaś. ;p Ciekawe skąd Carmen wie o Belli.? Mam nadzieję że nam to już wkrótce wyjaśnisz.. I wgl co będzie z Edwardem i wgl , wgl. ;p Tyle pytań. Ale z kolejnymi rozdziałami pewnie wszystkiego się dowiemy.. I jestem jeszcze mega ciekawa co zrobi Edward jak się dowie o tym że Bella jest wampirem. ;p Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. ŁAŁ!!!! Genialnie! Ciekawe co się stanie po przemianie Belli i co z Jakobem? U mnie nn! Zapraszam Rozdział pt" To jest to!" narodzeniesie-nowejbelli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę dziewczyno masz super bloga:D!!!!
    Bardzo mi sie podoba, i czekam z niecierpliwoscia na ciąg dalszy.
    Czy mogłabyś mnie informowac o nn???
    oto moje GG: 41421291
    Byłabym ci BARDZO wdzięczna, proszę
    ps: zapraszam także do mnie
    Katerina

    OdpowiedzUsuń