Nie byłam w
stanie zasnąć. Mój kumpel również chyba nie potrafił się zmusić do snu. Był tak
samo zdenerwowany, jak ja.
Rano
dojechaliśmy wreszcie do kolejnego miasta.
- Moi drodzy,
oto Volterra - odezwała się aksamitnym głosem Luiza. W jej głosie dało się
słyszeć satysfakcję i zniecierpliwienie.
Przez długi
jakiś czas oprowadzała nas po Volterze, pilnując, żeby ciągle być w cieniu.
Wszyscy słuchali jej jak oczarowani. Nawet Jackob dziwnie się zachowywał...
Tylko ja nie byłam podatna na urok wampirzycy. Czyżby Luiza miała dar?
W porze lunchu
zorientowałam się, że Jacob i Luiza gdzieś zniknęli. Nasza grupa spokojnie
jadła, nikt nie zauważył, iż nie ma przewodniczki i mojego kumpla. Ze
zdenerwowania nawet nie tknęłam swojego przydziałowego spaghetti.
Gdzie oni są?!
Nagle
zauważyłam piękną blondynkę. Pojawiła się niespodziewanie, jak to mają w
zwyczaju wampiry. Na jej idealnych ustach widniał złośliwy uśmieszek.
Przełamałam się i podbiegłam do wampirzycy.
-
Przepraszam... - wybąkałam. - Nie widziała pani może mojego przyjaciela,
Jacoba? To taki wysoki, ciemnoskóry chłopak z krótkimi, czarnymi włosami.
Spojrzała na
mnie, jak na jakąś uciążliwą mróweczkę, i odparła:
- Nie, nie
sądzę. Na pewno go tu nie ma? - W jej aksamitnym głosie pobrzmiewała nuta
fałszu.
- Nie –
mruknęłam.
- Och, tak mi
przykro… - Idealnie udawała zatroskanie.- Ale… Wiesz co? Możliwe, że wrócił do
autobusu.
Strach o
przyjaciela ścisnął moje serce. Tak.
Jasne. Bujać to my, a nie nas…
- Może i tak –
odparłam cicho, po czym wróciłam wolno do swojego stolika.
Po lunchu
Luiza zaprowadziła nas do jakiejś twierdzy, w okolicach wieży zegarowej.
Wszyscy podziwiali wspaniałą budowlę, jedynie ja poruszałam się cała
zesztywniała, przerażona i nie czuła na piękno architektury.
Ciągle martwiłam
się o Jake'a. Może po prostu uciekł, gdy zorientował się, że w Volterze jest
mnóstwo wampirów? Albo, nie daj Boże, coś mu się stało... Może ona mu coś
zrobiła? Udawała, że poszedł do autobusu…
Rozmyślając
tak nawet nie zauważyłam, że w korytarzu pojawił się kolejny wampir. Był to
potwornie blady, duży mężczyzna z czarnymi oczami. Ha! Duży to mało
powiedziane! Dorównywał posturą Emmettowi!
Och, Emmett…
Za nim też tęskniłam. Był taki pogodny i przyjacielski.
- Witaj, Heidi
- wampir zwrócił się z lubieżnym uśmiechem do Luizy.
- Witaj, Felix
- odpowiedziała piękna blondynka. - Lepiej już chodź do Wielkiej Sali.
Zapowiada się niezła uczta! - zachichotała.
- O tak -
westchnął z rozmarzeniem Felix, rozglądając się z zainteresowaniem po członkach
wycieczki.
Przełknęłam
ślinę. Oni chcą nas wszystkich... skonsumować! Poczułam, że cała się trzęsę ze
strachu. Miałam ochotę odwrócić się i wziąć nogi za pas, ale po pierwsze i tak
by mnie dogonił jakiś wampir, a po drugie zapewne szybko bym się wywaliła. Nie
pozostało mi nic innego jak podążać z resztą ludzi na egzekucję.
Wkrótce
znaleźliśmy się w Sali Tronowej, a przynajmniej tak powiedziała Luiza/Heidi.
Było tam dużo wampirów - co najmniej z 30. Wszyscy stali za lub obok trójki
dziwacznych postaci. I każdy, bez wyjątku, miał krwisto czerwone oczy.
- Moi drodzy,
oto Volterra! - zawołał do turystów piskliwym głosikiem sędziwy czarnowłosy
wampir, siedzący na jednym z 3-ech tronów (które całkowicie zbiły mnie z
tropu!). Nie był zbyt piękny. Wyglądał dziwnie przeciętnie jak na
przedstawiciela swojej rasy. Jeszcze nigdy nie spotkałam wampira nie
oszałamiającego swoją urodą.
Nie miałam
dużo czasu na przyglądanie się temu dziwnemu krwiopijcy, gdyż niemal w tej
samej chwili do sali wkroczyła dumnym krokiem mała wampirzyca. Wyglądała na
jakieś 12, może 13 lat, co mnie nieco zdziwiło. Któż taki zamienił dziecko w
wampira? I dlaczego? Nigdy nie słyszałam o tak młodych krwiopijcach.
- Nareszcie
wróciłaś z obiadem! - Zawołała dziewczynka z rozdrażnieniem w głosie. - Już
zaczynałam być głodna!
- Ale jak
widać już jestem, Jane - syknęła obłędna blondynka. Nie lubiły się, to było
widać na pierwszy rzut oka. – Nie unoś się tak.
Tamta tylko
prychnęła pogardliwie, jakby była ważniejsza od o wiele starszej piękności.
Do Wielkiej
Sali weszła już cała wycieczka. Ktoś zamknął wrota na klucz
Tymczasem
zgromadzone wampiry wpatrywały się intensywnie w tłum nic nie rozumiejących
ludzi. Dlaczego jeszcze nie zaatakowali? Czekają na jakieś przyzwolenie, czy
co?
- Doskonale
się spisałaś, Heidi – zamruczał z zadowoleniem ten sam sędziwy wampir, który
odezwał się już wcześniej. – Dorodni Amerykanie!
Gdy zaczął
mówić, jakaś wampirzyca z ciemnymi, prawie czarnymi włosami skrzywiła się z
niesmakiem i uciekła bocznymi drzwiami z sali. Jakimś cudem zauważyłam, że jej
oczy były czarne ze złotymi cętkami. Poczułam jakąś lichą nadzieję, że może
jest więcej wegetarianów na sali...
Ciemnowłosy
mężczyzna, przy którym przed chwilą stała, nieoczekiwanie spojrzał z
zainteresowaniem wprost na mnie. Nie potrafiłam się zorientować, czy był wegetarianinem czy nie, gdyż on z kolei miał
zupełnie ciemne oczy.
- Cóż, skoro
zebraliśmy się tu już wszy… - zaczął starzec o hebanowych włosach.
- Aro? -
zawołał wpatrujący się we mnie mężczyzna do dziwnego osobnika siedzącego na
tronie, przerywając tamtemu w pół słowa. Wszyscy zerknęli na tych dwoje,
niektórzy z niebywałym oburzeniem, iż mężczyzna posunął się do wtrącenia się w
wypowiedź sędziwego wampira.
Aro. Coś mi to
mówiło…
Wspomniałam
pewną rozmowę z moim ukochanym. Opowiadał mi o swojej rodzinie, głównie o
przybranym ojcu, Carlisle’ u. Mój umysł przywołał słowa Edwarda zadziwiająco
wyraźnie:
,,Aro, Marek i Kajusz, nocni mecenasi sztuki.
- Ciekawe, co się później z nimi stało –
zastanowiłam się na głos, niemal dotykając palcem płótna. Dwóch z mężczyzn
miało kruczoczarne włosy trzeci bielusieńkie.
- Nadal tam są. – Edward wzruszył
ramionami. – Nikt nie wie, ile to już tysiącleci’’.*
- ...scy...
Słucham cię, mój drogi? - westchnął Aro, wyrywając mnie z zamyślenia.
Czarnooki pospiesznie
podszedł do władcy i podał mu dłoń. Ten ostatni złapał ją nieco zdziwiony, lecz
zaciekawiony i po chwili spojrzał na mnie z fascynacją.
- Bardzo
ciekawe, Eleazarze. Bardzo. Jesteś pewien?
- Blokuje mnie
nawet teraz. Musi być potężna! – odparł Eleazar, nie ukrywając swojego
zaszokowania. – Mam 90 procent pewności, że będzie potrafiła rozszerzyć swoją
tarczę, tylko trzeba z nią poćwiczyć.
Kto, ja?! Jak
to: blokuję go? O co mu chodzi?
- Ach! –
westchnął Aro z zachwytem i aż wstał z tronu. Zrobił parę kroków w moim
kierunku, ale zaraz zmienił zdanie i przywołał mnie gestem dłoni.
Rozejrzałam
się wokoło. Ani wampiry, ani przestraszeni ludzie nie rozumieli, o co chodzi
tym dwóm.
- Idź! Podejdź
do niego! – Usłyszałam w moim chorym umyśle ponaglający głos Edwarda. No tak,
byłam otoczona przez żądne mojej krwi wampiry - nic dziwnego, że On się
pojawił. Powitałam ten majak z radością. Tak! I nawet ucieszyłam się, że tu
jestem! I co z tego, że zaraz mogę zginąć? Mam Edwarda! Nic innego nie jest
ważne. Tylko on.
Spełniłam
życzenie ukochanego oraz Ara i podeszłam do ,,nocnego mecenasa sztuki’’. Może
nie będzie tak źle? Przecież Carlisle go znał…
- Jak się nazywasz, kochanie? - zapytał mnie
przymilnie Aro, gdy zatrzymałam się z trzy metry od niego.
Wampir o białych
włosach, który zajmował jeden z 3-ech tronów, jęknął z niecierpliwością.
Miałam ochotę
pokazać Arowi wrogie spojrzenie, ale pamiętałam, że wampiry są mściwe. Może jak
będę grzeczna, to ukrócą natychmiast moją mękę zwaną życiem…
- Bello, nie
zwlekaj, odpowiedz mu! – poprosił Edward.
- Bella –
szepnęłam, nie mogąc zdobyć się na nic głośniejszego. - Tylko zrób to szybko,
dobrze? - wypaliłam. Edward warknął z irytacją.
- To nie było
konieczne.
Ara
zamurowało.
- Nie
rozumiem, o co ci chodzi, Bello – wyznał ostrożnie.
Oblizałam
nerwowo wargi.
- Zabij mnie
szybko... Proszę. Nie przeciągaj tego.
- NIE! –
ryknął mój ukochany. – CO TY WYRABIASZ?! Nie podjudzaj go!
Aro uśmiechnął
się niepewnie.
- Skąd pomysł,
że chcę ci zrobić krzywdę?
- Jak mu
powiesz, że wiesz o wampirach, to będziesz miała przechlapane – warknął groźnie
Edward.
- Bo… Bo tak
przeczuwam… Czuję się jak jedzenie, tak się patrzycie… - wyjąkałam wbijając
wzrok z piękną, marmurową podłogę.
- Panie? Czy
możemy już nie przeciągać? - Zniecierpliwił się wielki facet, ten który
pierwszy witał naszą ,,przewodniczkę'', Felix, czy jakoś tak.
Sędziwy wampir
nie zwracał na niego większej uwagi, bo wciąż wpatrywał się we mnie z dziwnym
zaintrygowaniem. Uniósł tylko rękę, żeby uciszyć tamtego.
- Wiesz, kim
jesteśmy?
Przegryzłam
wargę.
- Domyślam się
– odparłam niepewnie.
Brwi wampira
podjechały do góry, w dziwaczny sposób napinając jego porcelanową skórę.
- Podejdź do
mnie, proszę - rozkazał. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do wampira.
Zadowolony moim posłuszeństwem uśmiechnął się szeroko, po czym nieoczekiwanie
złapał mnie za rękę. Zastygłam w bezruchu. Miał rękę o bardzo dziwnej
strukturze. Wydaje mi się, że nie była taka mocna, jak u innych wampirów.
Edward znowu
zawarczał. Najwyraźniej nie podobało mu się, że dotyka mnie ten starzec.
- Och -
wyrwało się nagle Arowi. - To niespotykane! Niesamowite! - wykrzyknął i zerknął
na Eleazara. - Zaprawdę masz rację, mój drogi. Doskonale - zamruczał i puścił
moją dłoń.
Zmarszczyłam
brwi. Moje zdziwienie pogłębiło się. Czy ktoś mnie oświeci, o co mu chodzi?
Tymczasem Aro
przejechał sobie palcem po brodzie, najwyraźniej nad czymś rozmyślając.
- Eleazarze? -
Zwrócił się do czarnookiego.
- Słucham,
panie?
- Zabierz,
proszę, dziewczynę do jakiegoś pokoju i przemień.
- Nie! -
Krzyknęłam, gdy zorientowałam się, co miał na myśli Aro. - Po prostu mnie
zabij! Nie mam po co żyć... - Ostatnie zdanie wyszeptałam.
Realne wampiry
mnie zignorowały, ale ten nierealny nie do końca.
- Przestań
gadać głupoty! – odezwał się Edward bezbarwnym głosem.
- Ale ja...
Nie jestem pewny, czy dam sobie radę… - zaniepokoił się Eleazar.
- Ufam ci,
Eleazarze. Na pewno ci się powiedzie – powiedział władczy strzec, rzucając mu
spojrzenie typu ,,nie dyskutuj ze mną i zrób to, co kazałem ci zrobić’’.
Czarnooki
skapitulował. W sekundę potem znalazł się przy mnie.
- Chodź, Bello
– rzekł ponuro, po czym złapał mnie za ramię i pociągnął w kierunku drzwi, w
których zniknęła wegetarianka. Gdy je przekroczyliśmy, znaleźliśmy się w długim
korytarzu.
Moje oczy znienacka
zrobiły się wilgotne.
- Nie, błagam!
Zabij mnie! - wychlipałam przez łzy. – Nie przemieniaj mnie…
Zatrzymał się
gwałtownie i przyjrzał mi się uważnie.
- Dlaczego? Co
się stało, że chcesz się pożegnać z życiem, kiedy los daje ci coś w rodzaju...
szansy? Nie chcesz być piękniejsza? Silniejsza? Wiecznie młoda i zgrabna? –
niedowierzał Eleazar.
- Nie chcę już
żyć. Nie mogę - jęknęłam.
Jeśli zostanę
człowiekiem, to wkrótce umrę i nie będę musiała już dłużej czuć bólu. A jeśli
będę wampirem... Jak ja mogę całą wieczność spędzić BEZ NIEGO? To bez sensu! To
po prostu straszne! Owszem, kiedyś chciałam zostać wampirem... Ale tylko po to,
by się nigdy nie rozstawać... Z NIM. Wieczność bez niego będzie piekłem.
- Przykro mi.
Dostałem rozkaz i muszę go wypełnić. – mruknął zdumiony wampir i ruszył w głąb
korytarza. W końcu zatrzymał się przed jakimiś drzwiami.
- Carmen? –
zawołał cicho.
Drzwi
otworzyły się gwałtownie i ukazała się nam kobieta, która wyszła niedawno z
Wielkiej Sali. Patrzyła ze zdziwieniem to na mnie, to na Eleazara, trzymając
ręce na klamce. Najwyraźniej nie paliła się, żeby nas wpuścić do pokoju.
- O co chodzi?
- Głos wampirzycy brzmiał nieco chłodno, ale grzecznie.
- Ta
dziewczyna - wskazał na mnie ruchem głowy - jest wyjątkowa, Carmen. Posiada silną
tarczę, raczej mentalną. Aro kazał ją przemienić, ale… Ale ja nie podołam
zadaniu… Ty to musisz zrobić – rzucił błagalnie.
Carmen
spojrzała na mnie współczująco.
- Nie mnie Aro
kazał to zrobić, Eleazarze – powiedziała do niego łagodnie, przenosząc na niego
swe szlachetne, pełne ciepła oczy. - Będzie wściekły, jak ty się nią nie
zajmiesz. Ja wcale nie mam doświadczenia! Nie wiem czy potrafiłabym… Nawet
jeśli, to nie chcę jej skazywać na wieczną noc. Nie martw się, dasz sobie radę
- pocieszyła go. - Cieszę się, że właśnie ty masz ją przemienić, a nie te
bydlaki ze straży przybocznej.
- Proszę cię!
Nie chcę jej... Czegoś zrobić. Wróciłyby wyrzuty sumienia. Poza tym, jesteś
bardziej wstrzemięźliwa ode mnie. Ja dopiero się przestawiłem…
- To mnie
zabij i po kłopocie! Przecież jesteś krwiopijcą! - wydarłam się nagle. Wkurzało
mnie to, że rozmawiają o mnie tak, jakbym nie stała tuż obok.
Przez dłuższą
chwilę patrzyli na mnie w osłupieniu, zupełnie zaskoczeni tym wybuchem.
- Czy ty...
Wiesz o wampirach? - Zdziwiła się Carmen.
W moich oczach
zalśniły łzy.
- Nie chcę o
tym gadać. Skończcie to już! Błagam!
Kobieta
przyjrzała mi się dokładnie. W ciemnych tęczówkach pojawiło się jakieś dziwne
zaniepokojenie.
- Chodźcie –
powiedziała i odsunęła się. Eleazar uniósł brwi i delikatnie wepchnął mnie do
środka. Carmen zamknęła za nami drzwi.
- Jak… Jak się
nazywasz? - zapytała cicho wampirzyca. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że
jednak znała moje imię.
- Bella –
mruknęłam z rezygnacją, stojąc na środku pokoju.
Kobieta
zaczerpnęła gwałtownie powietrza i otworzyła nieco usta, najwyraźniej bardzo
czymś przejęta.
- A znasz może
Cullenów?
To nazwisko
wbiło mi się w serce jak cierń. Zadrżałam i wbiłam wzrok w podłogę.
- N-nie chcę…
o tym… gadać - powtórzyłam z trudem.
- Och… -
wydusiła z siebie Carmen, rozszerzając oczy.
- Cullenowie…
– zadumał się Eleazar. - To ci znajomi twoich przyjaciółek z Denalii? – zwrócił
się do Carmen.
- Tak. Tak…
Rany, Eleazarze, ja wiem, kim ona jest – szepnęła Carmen. Spojrzałam na
zaaferowaną wampirzycę. Przez chwilę stała nieruchomo jak posąg, ze wzrokiem
wbitym w ścianę. Zacisnęła zęby i skrzywiła się nieco, jakby podjęła jakąś
decyzję. - Przykro mi, Bello, ale musimy to zrobić. Muszę cię przemienić,
chociaż tak mogę odwdzięczyć się Carlisle’owi i jego rodzinie za pokazanie mi
lepszej drogi. Chciałabym cię pocieszyć i powiedzieć, że nie będzie bolało,
ale... Niestety będzie – przyznała smutno. – Ale poradzisz sobie. Każdy wampir
przez to przeszedł.
,,Chociaż tak
mogę odwdzięczyć się Carlisle’owi i jego rodzinie’’? Ona chyba żartuje! Nie
odda im żadnej przysługi, przemieniając mnie w nieśmiertelną. Cullenowie mnie
już nie chcą…Jestem dla nich nic nie wartym człowiekiem.
Chciałam jej
to powiedzieć, ale wampirzyca zaczerpnęła z trudem powietrza, po czym pochyliła
się nade mną i wbiła kły w moją szyję.
A potem
błyskawica bólu odebrała mi rozum i zapomniałam o tym, co miałam powiedzieć
wampirzycy.
***
* fragment
,,Zmierzchu’’.
Co Carmen i
Eleazar robią u Ara, dowiecie się w NN :) Ich historia jest nieco inna, niż w
Sadze Zmierzch.
Komentować
proszę! Bez skrupułów!!! ;p
Ooo fajnie. Gdzie Jacob, gdzie mój Jacob?
OdpowiedzUsuńTrolololo, świetne. Kiedy następna notka ?
OdpowiedzUsuńU mnie już jest kolejny rozdział zapraszam http://bellsiprzyjaciele.bloa.pl/
Buziaki Jagoda :*
rozdział niesamowity
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na nn
Życze weny
Rose:-)
A niech mnie dziewczyno... ale zajebisty rozdział... nie mogę się doczekać co dalej .. dodawaj szybko :P
OdpowiedzUsuńAle dobrze to rozegrałaś. ;p Ciekawe skąd Carmen wie o Belli.? Mam nadzieję że nam to już wkrótce wyjaśnisz.. I wgl co będzie z Edwardem i wgl , wgl. ;p Tyle pytań. Ale z kolejnymi rozdziałami pewnie wszystkiego się dowiemy.. I jestem jeszcze mega ciekawa co zrobi Edward jak się dowie o tym że Bella jest wampirem. ;p Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńŁAŁ!!!! Genialnie! Ciekawe co się stanie po przemianie Belli i co z Jakobem? U mnie nn! Zapraszam Rozdział pt" To jest to!" narodzeniesie-nowejbelli.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKurczę dziewczyno masz super bloga:D!!!!
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba, i czekam z niecierpliwoscia na ciąg dalszy.
Czy mogłabyś mnie informowac o nn???
oto moje GG: 41421291
Byłabym ci BARDZO wdzięczna, proszę
ps: zapraszam także do mnie
Katerina
Kocham to!! <3
OdpowiedzUsuńZgadzam się <3
Usuń