niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 3

Ból mnie oszałamiał. Czułam się, jakbym płonęła. Chciałam krzyczeć, błagać o litość - żeby tylko mnie zabili, zakończyli moje cierpienia. Ale stwierdziłam, że to bez sensu. Skoro nie jeszcze nie zginęłam, nie spodziewałam się, że tego nie przeżyję.
Ogień. Ogarniały mnie bolesne płomienie
Nie krzyczałam tylko dlatego, że byłam oszołomiona. No i bałam się, że jak już krzyknę, to nie skończę wrzeszczeć…
Dlaczego nikt mnie nie chciał zabić?! Tylko James próbował. I Victoria. Niestety nie udało się im… Przed Jamesem wybawił mnie mój były, a przed Victorią Jacob i (nieświadomie) tata, wysyłając mnie na tą cholerną wycieczkę…
Ogień. Ogień. Ogień. Wszędzie ogień. Palący, straszny ogień przemieniający mnie w inną istotę. Ogień płynął w moich żyłach, niczym lawa. Ogień trawił moje wnętrzności. Ogień
Ale i tak czułam się o wiele gorzej, gdy ON odszedł... Co nie zmieniało faktu, że cierpiałam i teraz.
Nie mam pojęcia, jak długo wiłam się z bólu. Za chiny nie mogłam tego sprecyzować. Ale w końcu coś się zmieniło. Powoli ogień przestawał trawić moje ciało.
- Kończy się – niespodziewanie usłyszałam kobiecy głos tuż obok siebie. Ucieszyłam się, że coś powiedziała. Dzięki temu, że skupiłam się na niej, nie koncentrowałam się na bólu. Tak było znacznie łatwiej.
- Tak. Widzę. Jestem z ciebie dumny, wiesz? Udało ci się – odezwał się mężczyzna. Siedział trochę dalej ode mnie. Oceniałam tą odległość na jakieś 40 centymetrów.
- Ha, ja też jestem z siebie dumna! Ale co tam ja – to Bella jest niesamowita! Ani razu nie krzyknęła.
- Owszem. Ma silną osobowość. Trochę pojękuje i się rzuca, ale nie krzyczy…
Ktoś zapukał do drzwi i zaraz je otworzył.
- Aro was wzywa – szepnął nieznany mi męski głos. Wiedziałam, że przed chwilą Carmen rozmawiała z Eleazarem, ale tego faceta nie mogłam skojarzyć. – Co z tą nową?
- Niedługo się przemieni – poinformowała go Carmen. - Możesz jej popilnować, Lucas?
- Jasne – odparł Lucas. Moi nowi znajomi wyszli z pokoju ramie w ramię. Chyba nawet trzymali się za ręce.
Jej, skąd ja tyle wiedziałam wsłuchując się jedynie w otoczenie?
- Będzie dobrze. Ból niedługo minie – odezwał się pocieszająco nieznany mi chłopak. – Dobrze ci idzie, ja na początku strasznie wrzeszczałem. Wiesz, bycie wampirem nie jest takie złe. Najgorsze jest tylko pragnienie krwi. Najlepiej jest po prostu się z tym pogodzić, ale nie każdy bywa bezlitosny… Mi jest ciężko – zamilkł na chwilę. Nie chciałam, żeby przestał mówić. Miał bardzo miły głos. Odrobinę przypominał mi aksamitny baryton, który tak kochałam. – Ech, głupi jestem, co? Nawet nie znam twojego imienia, a już ci się zwierzam – zaśmiał się.
Miałam ochotę mu się przedstawić, ale gdzieś zgubiłam moje struny głosowe. Trawił je ogień.
Usłyszałam kroki na hallu.
- Oho. Wracają. Cóż, do zobaczenia, czekoladowowłosa – mruknął Lucas i zbliżył się do drzwi. Po sekundzie otworzyły się i chłopak odszedł.
- Dzięki, Lucas – powiedział Eleazar i wraz z Carmen zajęli swoje miejsca obok mnie.
Carmen westchnęła.
- Ciekawe, jak to będzie z jej dietą.
- Jest silnie związana emocjonalnie z Cullenami. Sądzę, że będzie wegetarianką, tak jak oni… Aczkolwiek może i być wręcz odwrotnie…
W pewnym momencie zorientowałam się, że w ogóle nie czuję już bólu. A przynajmniej nie tego fizycznego, tylko ten psychiczny, który stale towarzyszył mi od kiedy Edward zniknął w lesie tamtego straszliwego dnia…
Ostrożnie otworzyłam oczy i skupiłam się na otoczeniu. Zaskoczyły mnie intensywne barwy i niezwykła ostrość widzenia.
- No wreszcie! – odetchnęła z ulgą Carmen. Wpatrywała się we mnie z lekkim uśmiechem. Tuż przed nią, jakby zasłaniając ją własnym ciałem, stał Eleazar, który przyglądał mi się uważnie. Nadal mieli ciemne oczy. – Jak samopoczucie?
Zmarszczyłam brwi i podniosłam się gwałtownie z pozycji leżącej (leżałam na sofie). Ani się obejrzałam, stałam oko w oko z kobietą, przez którą jestem wampirem. Eleazar warknął ostrzegawczo.
- O co ci chodzi? – zapytałam, całkiem zbita z tropu jego zachowaniem.
- Jesteś nowonarodzoną wampirzycą. Nie słyszałaś, że młode wampiry z trudem się kontrolują?
- Czy ja wyglądam tak, jakbym straciła nad sobą kontrolę? – zapytałam nieco urażona. Edward zawsze uważał, żebym wiedziała jak najmniej o przemianie i o wampiryzmie. Nie słyszałam o tym, że nowonarodzeni byli jeszcze gorsi od starszych wampirów.
Eleazar zawahał się.
- Nie… - przyznał. - Ale lepiej uważać.
Zastanowiłam się nad tym.
- Może i masz rację – rzekłam ponuro. Irytująco drapało mnie w gardle i lekko się tym denerwowałam. Chciałam ugasić pragnienie.
- Ty naprawdę jesteś niezwykła. Słyszałam wiele o nowonarodzonych, ale ty jesteś taka spokojna! – niedowierzała Carmen.
Spojrzałam na nią smutno.
- Jak mogłaś mi to zrobić? - wyszeptałam z bólem. – Jak mogłaś przemienić mnie w wampira?
Oboje wyglądali na zbitych z tropu.
- Aro kazałby cię zabić, gdybyś nie miała daru i gdyby nie zainteresował się twoimi nadprzyrodzonymi umiejętnościami. Wiedziałaś o wampirach, a ludzie nie mogą wiedzieć o nieśmiertelnych – powiedział cicho Eleazar.
- Nie cieszysz się, że już po wszystkim? - zdziwiła się Carmen.
Zaśmiałam się gorzko.
- To nie koniec, to dopiero początek…
- Coś mi się zdaje, że to trafny wniosek. Życie wampira nie jest łatwe. Ale dlaczego tak bardzo nie chciałaś zostać przemieniona? - chciał wiedzieć Eleazar.
- Nie ważne - syknęłam. Eleazar zrobił się bardziej czujny, ale go zignorowałam. Ukryłam twarz w dłoniach i zadrżałam. No to czeka minie wieczność pełna cierpień... Wieczność bez ukochanego. – Kim tak właściwie są Aro, Marek i Kajusz? I czemu tu jest tak dużo wampirów?
Carmen i Eleazar spojrzeli po sobie.
- Ta trójka to władcy wampirów. Nasi królowie. Panują tu od wieków – wyjaśnił Eleazar.
- Tu?
- Tak. Ukrywają przed ludźmi swoją obecność i zastraszają innych, żeby chronili ich tajemnicę. A ,,jedzenie’’ sprowadzają sobie z najdalszych zakątków globu… Ale nie osądzaj ich źle, Bello! Volturi – bo tak każą się nazywać – pilnują ładu i porządku w wampirzym świecie. Dbają o to, żeby nasi pobratymcy chronili naszą rasę przed ludźmi, żeby nie prowadzili między sobą batalii, żeby niepotrzebnie przeprowadzali masowych mordów na ludziach, żeby nie przemieniali dzieci w wampiry… Volturi to   n i e z w y k l e  ważna instytucja.
- Och – zdziwiłam się. – Nie wiedziałam, ze istnieje ktoś taki jak Volturi. Ale jak oni utrzymują porządek?
Eleazar uśmiechnął się niemrawo.
- Mają straż składających się z nieprzeciętnych jednostek. Są zdyscyplinowani, utalentowani i całkowicie wierni Arowi, Kajuszowi i Markowi. A oni chętnie przyjmują pod swoje skrzydła kolejne zdolne wampiry, które chcą chronić swych pobratymców i bronić porządku.
- No dobra. Wiesz już chyba wszystko, co powinnaś na razie o nich wiedzieć – zabrała głos Carmen. – Teraz musisz się posilić.
Natychmiast zwróciłam się ku niej.
- Posilić… - powtórzyłam. Brzmiało cudownie. Może uda mi się w końcu ugasić te płomienie w przełyku. – W okolicy są jakieś lasy pełne zwierzyny? - spojrzałam pytająco na wampirzycę. Ta wyraźnie się uradowała.
- Czyli nie chcesz tej dziewczyny, którą Aro kazał ci zostawić? Nie chcesz ludzkiej krwi? – upewniła się z nadzieją.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Nie! Nie chcę być potworem. Nie mam zamiaru nikogo skrzywdzić! - stwierdziłam kategorycznie, mimo że na wzmiankę o krwi gardło zaczęło mnie straszliwie palić. Marzyłam teraz tylko o tym, żeby ugasić pragnienie...
- To super! Bo wiedziesz, ja zawsze miałam wyrzuty sumienia, gdy zabijałam. W końcu trafiłam na trzy siostry z Alaski, które pożywiały się zwierzętami. Byłam z nimi przez dość długi czas, poznałam Cullenów… Potem znowu zaczęłam podróżować i trafiłam tutaj... i spotkałam Eleazar. - Nieoczekiwanie wymienili spojrzenia pełne czułości. Zagryzłam wargę. Chciałabym tak jak oni czuć, że gdzieś na świecie jest ktoś, kto mnie kochałby mnie tak mocno jak ja jego. Ale to tylko marzenia...
- Ja nie wiedziałem, że mam inny wybór – odezwał się Eleazar. Na szczęście nadal nie patrzyli na mnie.- Wszystkie wampiry twierdziły, iż inaczej się nie da. Gdy poznałem Carmen postanowiłem spróbować tego co ona. I... I tak jest lepiej. - Uśmiechnął się promiennie. Pokiwałam głową.
- Nie chcę mieć nikogo na sumieniu. Może uda mi się, jak Carlisle'owi... - zamilkłam gwałtownie. Poczułam na sobie badawcze, zaciekawione spojrzenia obojga wampirów. - Może nie będę musiała nikogo zabijać... - Wzdrygnęłam się.
- Pewnie. - Powiedziała łagodnie Carmen. - Bello, czy... Czy Cullenowie coś ci zrobili? Skrzywdzili cię? - wyszeptała z niedowierzaniem.
Wbiłam wzrok w ścianę i zacisnęłam usta.
- Nie - odparłam chłodno. - Czy możemy już iść? Męczy mnie pragnienie. - jęknęłam nagle.
- Oczywiście - zreflektował się Eleazar, za to jego ukochana nadal przypatrywała się mi z zaniepokojeniem.- Chodź za nami, Bello - rozkazał, po czym otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Szybko wyskoczyłam za nim. Carmen po krótkim wahaniu również do nas dołączyła.
- Aro chciałby najpierw cię zobaczyć, więc zahaczymy o jego salę tronową… - szepnęła mi do ucha Carmen.
Skrzywiłam się. Faktycznie, Eleazar prowadził nas wprost do wielkiej sali.
- Bella! - zawołał Aro, gdy nas ujrzał. Rozmawiał z jakimiś dwoma damami. Poza nimi, oraz 6-iu wampirów w czarnych lub szarawych pelerynach, w sali nie było nikogo. - Nie mogłem się doczekać naszego ponownego spotkania, moja droga – oznajmił uradowany. Podeszliśmy do niego bliżej. W końcu Eleazar i Carmen zatrzymali się i pochylili z szacunkiem głowy. Szybko zrobiłam to samo, choć niemal oniemiałam ze zdziwienia, że Volturi powitał mnie tak miło.
- Bardzo mi miło, ale… Nie mam pojęcia, z jakiego powodu zawdzięczam panu tyle... dobroci - starałam się odpowiednio dobrać słowa.
Roześmiał się.
- Och, bardzo mi się spodobałaś. Jesteś naprawdę urocza. Polubiłem cię. - Jego głos pozornie brzmiał miło. Pozornie, bo wyczułam, iż on coś ode mnie chce i tylko chce mi się przypodobać.
- Dziękuję – odparłam, bo czułam, że tego oczekuje. Wolałam nie narażać się na gniew jednego z najważniejszych postaci w świecie wampirów… W moim świecie.
Kiwnął głową z satysfakcją.
- Powiedz mi... Czy wiedziałaś, że jesteś wyjątkowa?
Zmarszczyłam brwi.
- Wyjątkowa? - zapytałam ostrożnie. Cóż, zawsze byłam wyjątkową ślamazarą... Nic innego ,,wyjątkowego'' mi nie przychodzi do głowy.
Aro wywrócił niecierpliwie oczami.
- Tak. Wiedziałaś, że blokujesz dary mentalne wampirów?
Zaszokowana otworzyłam usta. To to miał na myśli Eleazar, mówiąc, że mam ,,tarczę’’!
- Jak to?
Nagle do Wielkiej Sali wkroczyli Kajusz i Marek w towarzystwie trzech strażników.
Najważniejszy z Volturich (bo takie odniosłam wrażenie) uśmiechnął się szeroko, ignorując tamtych.
- Masz niezwykle rzadką umiejętność, Bello. Jesteś, jak to nazywamy, tarczą mentalną.
- Nie miałam pojęcia... - pokręciłam głową. Czy to dlatego ON nie czytał mi w myślach? - Ale co z tego?
Aro zrobił nagle niepewną minę.
- Musisz wiedzieć, Bello, że ja i moi bracia, Kajusz i Marek – wskazał na siebie i na nich dłonią - panujemy nad wampirami. Nasz świat obowiązują ścisłe zasady: najważniejsza to ta, żeby nie ujawniać się ludziom, ale jest też innych parę reguł, na przykład by nie przemienić małych dzieci w wampiry i inne - Pokiwałam głową. - A my, Volturii pilnujemy, by te zasady nie zostały złamane. To niezwykle ważna funkcja - powiedział z satysfakcją.
- Rozumiem – oznajmiłam z nagłym szacunkiem. W końcu te wampiry poświęciły swoje życie dla dobra ogółu. - A co to ma ze mną wspólnego?
- Cóż... Pragnąłbym bardzo, żebyś wraz z nami pilnowała porządku na tym świecie. - Uśmiechnął się łagodnie.
Kolejne zaskoczenie!
- Ja... Sądzę, że to bardzo hojna propozycja, lecz... - zawahałam się. - Czy mogłabym to trochę przemyśleć?
Na twarzy Ara pojawił błysk niezadowolenia, lecz szybko zniknął.
- Ależ oczywiście! Ale wiedz, Bello, że wielce by nas uradowała twoja osoba w naszym gronie - przymilał się. - A teraz zapewne jesteś strasznie głodna - zmienił temat. - Oczywiście zadbałem o to, żeby Heidi zostawiła ci kogoś.
Zesztywniałam.
- Słucham? – szepnęłam.
- Hmm - zdziwił się Aro. - Każdy wampir potrzebuje pić krew człowieka i...
- Wiem! - przerwałam mu piskliwie. Niektórzy ze straży aż zachłysnęli się, widząc tą zuchwałość. Aro zaś uniósł pobłażliwie brwi. - Przepraszam – zreflektowałam się. - Ale nie chciałabym... Nie chcę korzystać z ludzkiej krwi.
Mała dziewczynka, posiadaczka najciemniejszej peleryny oprócz trójki Volturich, prychnęła pogardliwie. Reszta wampirów patrzyło na mnie jak na idiotkę, ze zdziwieniem, albo z zaciekawieniem.
- Jane, uspokój się, skarbie - zwrócił się Aro do prychającej. - I reszta też. Uszanujmy wybór Belli. To jej decyzja i nie proszę z tego nie kpić.
- Daj spokój, Aro - odezwał się wiekowy Volturi o białych włosach. - To śmieszne! Wiesz, że wampiry nie akceptują tej diety. I nie rozumieją jej. Dlaczego mamy walczyć ze swoją naturą?
- Och, Kajuszu, to już sprawa tych... eee... wegetarianów – rzekł ugodowo Aro. - Ja nie mam nic przeciwko. Ale, moja droga Bello… - zwrócił się do mnie. - Czy na pewno rezygnujesz z posiłku, który specjalnie ci zostawiliśmy? - Machnął ręką na ogromnego wampira, który chyba nazywał się Felix, a ten na chwilkę zniknął za jakimiś drzwiami, by zaraz pojawić się z młodą kobietą... Z człowiekiem…
Szybko dotarł do mnie zapach jej cudownej, ciepłej krwi. Jad zebrał mi się w ustach. Wszystko mówiło mi: Atakuj!!! Na co czekasz?!  Niczego nie pragnęłam w tej chwili bardziej, niż zanurzyć swędzących mnie kłów w jej miękkiej szyi i chłeptać smakowitą ciecz póki się nie skończy. Jak zaczarowana zrobiłam ku niej kilka kroków rozkoszując się ludzkim zapachem.
Usłyszałam pełne zawodu i smutku westchnięcie. Czyżby to była Carmen? Nie obchodziło mnie to. Chciałam wypić ludzką krew…
Ale nagle natrafiłam na przerażony wzrok mojej ofiary.
NIE! STOP! NIE CHCESZ TEGO!!! Nie będziesz potworem! - warknął jakiś zbulwersowany głosik w mojej głowie. Spanikowana swoim zachowaniem zacisnęłam szczęki i przestałam oddychać.
- Dziękuję za troskę, lecz nie skorzystam - rzekłam do Ara słabym głosem. - Możecie ją wypuścić? - poprosiłam.
Zdumienie wampirów było jeszcze większe.
- Panie? - niemal zaskomlała mała Jane. - Skoro ona nie chce, to czy ja mogę…?
Aro wypuścił z płuc powietrze.
- Przykro mi, Bello - powiedział. - Nie możemy jej wypuścić. Widziała nas. Jane – zwrócił się do młodej wampirki - możesz się posilić.
Zbulwersowana tym rozporządzeniem, nawet nie zauważyłam kiedy zadowolona Jane rzuciła się na kobietę. Ocknęłam się dopiero, gdy usłyszałam jej pełen bólu krzyk. Było już dla niej za późno.
Niespodziewanie, nawet dla samej siebie, warknęłam gardłowo. Jane oderwała się od człowieka i spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Wampirzym tempem zbliżyłam się do niej i… uderzyłam ją… Nie wiem co we mnie wstąpiło - po prostu ta wiedźma strasznie mnie zdenerwowała.
Zrobiło się przeraźliwie cicho. Słychać było tylko nierówny oddech nieprzytomnej kobiety. Nikt nie oprócz niej nie oddychał. Wszystkich zamurowało.
Jane upuściła mdlejącą kobietę i zacisnęła pięści, a potem, ku mojemu zdziwieniu, uśmiechnęła się do mnie anielsko.
Poczułam się dziwnie - jakbym była szczypana, czy coś. Ale poza tym nic mi się nie działo. Przekrzywiłam głowę i popatrzyłam na Jane ze zdumieniem. Dlaczego ona się uśmiechała?
Wampirzyca wydała z siebie zaskoczone warknięcie.
- Jakim cudem?!!! – zasyczała, nagle niewyobrażalnie wściekła.
Spojrzałam na nią podejrzliwie, nie rozumiejąc jej zachowania.
- Panie? Mogę zabrać Bellę z Eleazarem i Agnes na wegetariańskie polowanie? Zaczyna się dziwnie zachowywać, może to z powodu pragnienia... - Usłyszałam za sobą zaniepokojony głos należący do Carmen.
- Oczywiście - wykrztusił Aro, zaskoczony i jednocześnie zafascynowany zaistniałą sytuacją.
Odwróciłam się i zerknęłam na zaszokowane i nieco przerażone twarze zgromadzonych wampirów.
- Mogę iść z nimi? Mogę im się przydać, panie! - Zapalił się jakiś przystojny blondyn. Rzucił mi niepewny, lecz czarujący uśmiech. Skądś znałam jego głos… Chwila! Czy to nie on pilnował mnie przez chwilę pod nieobecność Carmen i Eleazara, kiedy się przemieniałam? Tak, to był on!
- Niewątpliwie, bacząc na temperament naszej nowonarodzonej. Możesz do nich dołączyć – zgodził się łaskawie Aro. Ucieszyłam się z tego, bo bardzo fajny był ten chłopak! Czułam do niego jakąś sympatię. Przypominał mi trochę mojego najlepszego przyjaciela… Z którym nie wiadomo, co się dzieje…
- Dziękuję – Lucas uśmiechną się jeszcze szerzej.
- Chodź, Lucas. Lepiej się pospieszmy – rzucił cicho Eleazar i, wraz z Carmen, Lucasem oraz jakąś drobną dziewczyną o włosach w kolorze ciemnego blondu, ruszyli w moim kierunku. Eleazar złapał mnie za ramię i wyprowadził z Wielkiej Sali. Poszliśmy długim korytarzem i wsiedliśmy do windy. Dopiero wtedy wszyscy się odezwali…
- Zwariowałaś?! – pieklił się Eleazar. – Co ty najlepszego wyrabiasz?!
- Ona się zemści... – zajęczała Agnes.
- Jest wściekła! – zachichotał Lucas.
- Kajusz również nie jest zachwycony –skrzywiła się Carmen. - Jak się wnerwi na ciebie, będziesz miała przechlapane…
- Jak ty to zrobiłaś? To niesamowite! – piał Lucas.
- Chyba niesamowicie głupie! – poprawił go poirytowany Eleazar.
- E tam! Widzieliście jak się zdziwiła? Ha, ha! – Lucas był zachwycony.
- Właściwie, to marzyłam o kompromitacji tej ździry – przyznała Agnes.
Wszyscy mówili niemalże równocześnie i w wampirzym tempie. W końcu nie wytrzymałam. Ten gwar był straszny!
- ZAMKNIJCIE SIĘ!!! - ryknęłam.
Zamurowało ich. Winda otworzyła się w totalnej ciszy.
- No. - mruknęłam z zadowoleniem. – Dziękuję – powiedziałam, po czym miękkim, sprężystym krokiem wyszłam na korytarz, gdzie była recepcja. Na szczęście wokół nie było nikogo, oprócz nas.
W końcu ten blondyn, Lucas, roześmiał się cichutko i ruszył za mną. Po krótkiej chwili reszta również do nas dołączyła.
- Przepraszamy, jeśli cię zdenerwowaliśmy - powiedział ostrożnie Eleazar. - Ale sądzę, że powinnaś przeprosić Jane na oczach wszystkich, nawet jeśli by to było coś w rodzaju ,,Sorry, trochę mnie poniosło, jestem nowonarodzona’’.
Prychnęłam.
- Mam przeprosić taką... – pokręciłam głową, bo z oburzenia zabrakło mi odpowiednich epitetów.
- Wywłokę? Ździrę? Sukę? - Podpowiadał mi z niewinnym uśmieszkiem Lucas.
Kiwnęłam głową. Poczułam, że usta wyginają mi się w lekkim uśmiechu, po raz pierwszy od baaaardzo długiego czasu. W tym wampirze było coś, co sprawiało, że mnie rozbawiał. Można było się przy nim wyluzować.
Agnes zadrżała, najwyraźniej wpadło jej coś przykrego do głowy.
- Dobrze by było, jakbyś jednak ją przeprosiła… bo wiesz... ona jest ulubienicą Ara... - szepnęła.
- Coś mi się zdaje, że już nie - stwierdziła Carmen przyglądając mi się smutno.
- Co przez to rozumiesz? - Zaciekawił się Eleazar.
Właśnie wyszliśmy z zamku wprost na ciemną, pogrążoną w ciszy ulicę Volterry. Na szczęście była grubo po północy i w okolicy nie pałętał się żaden człowiek. Z ulgą wdychałam rześkie, nocne powietrze.
Ku mojemu zdziwieniu, w mroku widziałam zaskakująco dobrze. Wszystko było naprawdę bardzo wyraźne, wydawało mi się tylko, że budynki i przedmioty były jakby takie szarawe. Ciekawe.
- Aro bardzo się zainteresował Bellą... – wyjaśniła Carmen. - Jej dar jest niezwykły. No i na dodatek jej zachowanie! To go rajcuje. I prawdę mówiąc, wcale mu się nie dziwię. Pierwszy raz widziałam u NOWONARODZONEGO wampira takie zachowanie.
Moje odprężenie natychmiast zniknęło. Zaniepokojona zmarszczyłam brwi.
- Ucieszyło go to, że uderzyłam jego ulubienicę? - zdziwiłam się.
- Nie. Ucieszyło go to, że naprawdę nie działa na ciebie żaden ,,mentalny'' dar. Twój umysł jest całkowicie osłonięty, bezpieczny. No i zachwyciła go twoja wytrzymałość i silna wola. Nie każdy, nawet dorosły wampir mógłby się pohamować, gdyby przed nim stał człowiek z ciepłą, słodką krwią, aż proszącą się, by ją wypić. Tak, to niewątpliwie wszystkich zaskoczyło.
- Fakt. - mruknął Lucas. – Nowa, jesteś niesamowita! - mrugnął do mnie wesoło.
Czekałam na to, że na moje policzki wpłynie zdradliwa czerwień i wszyscy zobaczą, jaka jestem zawstydzona tym komplementem. Lecz nic takiego się nie wydarzyło. Przecież jestem wampirem, pomyślałam ze smutkiem ale i jednocześnie z radością, że nie moich uczuć i emocji nie już nie wyda moje biedne, niegdyś stale przyspieszające serce.
- Dziękuję - wybąkałam. - Gdzie więc jest jakiś las i zwierzyna?
- Wiele kilometrów za miastem. - odpowiedział Eleazar. - Biegniemy?
- Jasne! – Zgodził się szybko Lucas i gwałtownie przyspieszył. Pędził niesamowicie szybko, jak... Jak ON i Jego Rodzina... Zacisnęłam zęby, czując, że zalewa mnie fala bólu, tak jak zawsze, gdy Ich wspominałam. Czy to się kiedyś skończy? Nie, nie chciałam o Nich zapomnieć, nigdy w życiu, ale pragnęłam nie odczuwać tej rozpaczy i smutku...
- Bello? Wszystko gra? - Szepnęła do mnie Carmen.
Wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
- Tak- odpowiedziałam, po czym popędziłam za Lucasem, Eleazarem i Agnes, którzy zdążyli już nas nieźle odstawić.
Szybkość była zachwycająca. Czując wiatr we włosach uśmiechnęłam się szeroko, tym razem szczerze. Poczułam się wolna i (chwilowo) szczęśliwa. Upajałam się tym cudownym uczuciem.
Wkrótce, ku mojemu rozczarowaniu, bo chciałabym tak biec w nieskończoność, dotarliśmy do lasu.
No to zaraz zacznie się moje pierwsze wampirze polowanie...
***


No to na tyle ;D
Przepraszam, że tak późno dodałam nocię, ale musiałam pomagać mamie w kuchni J
Życzę WESOŁYCH ŚWIĄT! :D
A także : zdrowia, zdrowia, i jeszcze raz pieniędzy :p szczęścia, trafionych prezentów i wspaniałych chwil spędzonych z rodziną J

12 komentarzy:

  1. Rozdział boski
    czekam niecierpliwie na nn
    Życze weny
    Oraz wszystkiego najlepszego z okazji Świąt i Nowego Roku:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bella wampirem!! Super:) Czyżby Lucas coś poczuł do Belli?? I co z Jacobem?? Czekam na nn i życzę Wesołych Świąt i udanego Sylwestra:P Buziaczki...

    OdpowiedzUsuń
  3. No i na kolejnym blogu kolejny cudowny rozdział. Jejku normalnie super pomysł miałaś z tym blogiem.. Bardzo mnie ciekawi co będzie dalej i jak to wszystko będzie wyglądało. Czy Bella opowie o wszystkim Carmen.? Jestem mega ciekawa. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam oraz życzę Wesołych Świąt i udanego Sylwka. :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Super Bells wampirem.!!! Kiedy pojawi sie Edward i jego rodzinka.??? I co z naszym kochanym wilczkiem.??? Już nie mogę doczekać sie nn!!!
    Życzę Wesołych Świąt i udanego Sylwestra !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie,że Bella jest wampirem! Ale co z Edwardem?

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka super . Bela wampirem: I Like xD. Mam nadzieję że Bella nie przyjmie propozycji Ara i spotka niedługo Cullenów. Ogolnie opowiadanie jest zajebiste. Już nie mogę doczekać się następnej notki. Życzę duzoooo weny ;P
    ~ Fanwampir ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na mojego bloga ;))
    http://wszystko-na-lepsze-zmienione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej u mnie nn!! Zapraszam:) zmierzch-poczatek.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże, Bella wymiata !!!
    ON- ten którego imienia nie można wymawiać ^.^
    Rozdział jest zajebisty.
    Jagoda <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń