Ból mnie
oszałamiał. Czułam się, jakbym płonęła. Chciałam krzyczeć, błagać o litość -
żeby tylko mnie zabili, zakończyli moje cierpienia. Ale stwierdziłam, że to bez
sensu. Skoro nie jeszcze nie zginęłam, nie spodziewałam się, że tego nie
przeżyję.
Ogień.
Ogarniały mnie bolesne płomienie
Nie krzyczałam
tylko dlatego, że byłam oszołomiona. No i bałam się, że jak już krzyknę, to nie
skończę wrzeszczeć…
Dlaczego nikt
mnie nie chciał zabić?! Tylko James próbował. I Victoria. Niestety nie udało
się im… Przed Jamesem wybawił mnie mój były, a przed Victorią Jacob i
(nieświadomie) tata, wysyłając mnie na tą cholerną wycieczkę…
Ogień. Ogień.
Ogień. Wszędzie ogień. Palący, straszny ogień przemieniający mnie w inną
istotę. Ogień płynął w moich żyłach, niczym lawa. Ogień trawił moje
wnętrzności. Ogień
Ale i tak
czułam się o wiele gorzej, gdy ON odszedł... Co nie zmieniało faktu, że
cierpiałam i teraz.
Nie mam
pojęcia, jak długo wiłam się z bólu. Za chiny nie mogłam tego sprecyzować. Ale
w końcu coś się zmieniło. Powoli ogień przestawał trawić moje ciało.
- Kończy się –
niespodziewanie usłyszałam kobiecy głos tuż obok siebie. Ucieszyłam się, że coś
powiedziała. Dzięki temu, że skupiłam się na niej, nie koncentrowałam się na
bólu. Tak było znacznie łatwiej.
- Tak. Widzę.
Jestem z ciebie dumny, wiesz? Udało ci się – odezwał się mężczyzna. Siedział
trochę dalej ode mnie. Oceniałam tą odległość na jakieś 40 centymetrów.
- Ha, ja też
jestem z siebie dumna! Ale co tam ja – to Bella jest niesamowita! Ani razu nie
krzyknęła.
- Owszem. Ma
silną osobowość. Trochę pojękuje i się rzuca, ale nie krzyczy…
Ktoś zapukał
do drzwi i zaraz je otworzył.
- Aro was
wzywa – szepnął nieznany mi męski głos. Wiedziałam, że przed chwilą Carmen
rozmawiała z Eleazarem, ale tego faceta nie mogłam skojarzyć. – Co z tą nową?
- Niedługo się
przemieni – poinformowała go Carmen. - Możesz jej popilnować, Lucas?
- Jasne –
odparł Lucas. Moi nowi znajomi wyszli z pokoju ramie w ramię. Chyba nawet
trzymali się za ręce.
Jej, skąd ja
tyle wiedziałam wsłuchując się jedynie w otoczenie?
- Będzie
dobrze. Ból niedługo minie – odezwał się pocieszająco nieznany mi chłopak. –
Dobrze ci idzie, ja na początku strasznie wrzeszczałem. Wiesz, bycie wampirem
nie jest takie złe. Najgorsze jest tylko pragnienie krwi. Najlepiej jest po
prostu się z tym pogodzić, ale nie każdy bywa bezlitosny… Mi jest ciężko –
zamilkł na chwilę. Nie chciałam, żeby przestał mówić. Miał bardzo miły głos.
Odrobinę przypominał mi aksamitny baryton, który tak kochałam. – Ech, głupi
jestem, co? Nawet nie znam twojego imienia, a już ci się zwierzam – zaśmiał
się.
Miałam ochotę
mu się przedstawić, ale gdzieś zgubiłam moje struny głosowe. Trawił je ogień.
Usłyszałam kroki
na hallu.
- Oho.
Wracają. Cóż, do zobaczenia, czekoladowowłosa – mruknął Lucas i zbliżył się do
drzwi. Po sekundzie otworzyły się i chłopak odszedł.
- Dzięki,
Lucas – powiedział Eleazar i wraz z Carmen zajęli swoje miejsca obok mnie.
Carmen
westchnęła.
- Ciekawe, jak
to będzie z jej dietą.
- Jest silnie
związana emocjonalnie z Cullenami. Sądzę, że będzie wegetarianką, tak jak oni…
Aczkolwiek może i być wręcz odwrotnie…
W pewnym
momencie zorientowałam się, że w ogóle nie czuję już bólu. A przynajmniej nie
tego fizycznego, tylko ten psychiczny, który stale towarzyszył mi od kiedy
Edward zniknął w lesie tamtego straszliwego dnia…
Ostrożnie
otworzyłam oczy i skupiłam się na otoczeniu. Zaskoczyły mnie intensywne barwy i
niezwykła ostrość widzenia.
- No wreszcie!
– odetchnęła z ulgą Carmen. Wpatrywała się we mnie z lekkim uśmiechem. Tuż
przed nią, jakby zasłaniając ją własnym ciałem, stał Eleazar, który przyglądał
mi się uważnie. Nadal mieli ciemne oczy. – Jak samopoczucie?
Zmarszczyłam
brwi i podniosłam się gwałtownie z pozycji leżącej (leżałam na sofie). Ani się
obejrzałam, stałam oko w oko z kobietą, przez którą jestem wampirem. Eleazar
warknął ostrzegawczo.
- O co ci
chodzi? – zapytałam, całkiem zbita z tropu jego zachowaniem.
- Jesteś
nowonarodzoną wampirzycą. Nie słyszałaś, że młode wampiry z trudem się
kontrolują?
- Czy ja
wyglądam tak, jakbym straciła nad sobą kontrolę? – zapytałam nieco urażona.
Edward zawsze uważał, żebym wiedziała jak najmniej o przemianie i o
wampiryzmie. Nie słyszałam o tym, że nowonarodzeni byli jeszcze gorsi od
starszych wampirów.
Eleazar
zawahał się.
- Nie… -
przyznał. - Ale lepiej uważać.
Zastanowiłam
się nad tym.
- Może i masz
rację – rzekłam ponuro. Irytująco drapało mnie w gardle i lekko się tym
denerwowałam. Chciałam ugasić pragnienie.
- Ty naprawdę
jesteś niezwykła. Słyszałam wiele o nowonarodzonych, ale ty jesteś taka
spokojna! – niedowierzała Carmen.
Spojrzałam na
nią smutno.
- Jak mogłaś
mi to zrobić? - wyszeptałam z bólem. – Jak mogłaś przemienić mnie w wampira?
Oboje wyglądali
na zbitych z tropu.
- Aro kazałby
cię zabić, gdybyś nie miała daru i gdyby nie zainteresował się twoimi
nadprzyrodzonymi umiejętnościami. Wiedziałaś o wampirach, a ludzie nie mogą
wiedzieć o nieśmiertelnych – powiedział cicho Eleazar.
- Nie cieszysz
się, że już po wszystkim? - zdziwiła się Carmen.
Zaśmiałam się
gorzko.
- To nie
koniec, to dopiero początek…
- Coś mi się
zdaje, że to trafny wniosek. Życie wampira nie jest łatwe. Ale dlaczego tak
bardzo nie chciałaś zostać przemieniona? - chciał wiedzieć Eleazar.
- Nie ważne -
syknęłam. Eleazar zrobił się bardziej czujny, ale go zignorowałam. Ukryłam
twarz w dłoniach i zadrżałam. No to czeka minie wieczność pełna cierpień...
Wieczność bez ukochanego. – Kim tak właściwie są Aro, Marek i Kajusz? I czemu tu
jest tak dużo wampirów?
Carmen i
Eleazar spojrzeli po sobie.
- Ta trójka to
władcy wampirów. Nasi królowie. Panują tu od wieków – wyjaśnił Eleazar.
- Tu?
- Tak.
Ukrywają przed ludźmi swoją obecność i zastraszają innych, żeby chronili ich
tajemnicę. A ,,jedzenie’’ sprowadzają sobie z najdalszych zakątków globu… Ale
nie osądzaj ich źle, Bello! Volturi – bo tak każą się nazywać – pilnują ładu i
porządku w wampirzym świecie. Dbają o to, żeby nasi pobratymcy chronili naszą
rasę przed ludźmi, żeby nie prowadzili między sobą batalii, żeby niepotrzebnie
przeprowadzali masowych mordów na ludziach, żeby nie przemieniali dzieci w
wampiry… Volturi to n i e z w y k l
e ważna instytucja.
- Och –
zdziwiłam się. – Nie wiedziałam, ze istnieje ktoś taki jak Volturi. Ale jak oni
utrzymują porządek?
Eleazar
uśmiechnął się niemrawo.
- Mają straż
składających się z nieprzeciętnych jednostek. Są zdyscyplinowani, utalentowani
i całkowicie wierni Arowi, Kajuszowi i Markowi. A oni chętnie przyjmują pod
swoje skrzydła kolejne zdolne wampiry, które chcą chronić swych pobratymców i
bronić porządku.
- No dobra.
Wiesz już chyba wszystko, co powinnaś na razie o nich wiedzieć – zabrała głos
Carmen. – Teraz musisz się posilić.
Natychmiast
zwróciłam się ku niej.
- Posilić… -
powtórzyłam. Brzmiało cudownie. Może uda mi się w końcu ugasić te płomienie w
przełyku. – W okolicy są jakieś lasy pełne zwierzyny? - spojrzałam pytająco na
wampirzycę. Ta wyraźnie się uradowała.
- Czyli nie
chcesz tej dziewczyny, którą Aro kazał ci zostawić? Nie chcesz ludzkiej krwi? –
upewniła się z nadzieją.
Otworzyłam
usta ze zdziwienia.
- Nie! Nie
chcę być potworem. Nie mam zamiaru nikogo skrzywdzić! - stwierdziłam
kategorycznie, mimo że na wzmiankę o krwi gardło zaczęło mnie straszliwie
palić. Marzyłam teraz tylko o tym, żeby ugasić pragnienie...
- To super! Bo
wiedziesz, ja zawsze miałam wyrzuty sumienia, gdy zabijałam. W końcu trafiłam
na trzy siostry z Alaski, które pożywiały się zwierzętami. Byłam z nimi przez
dość długi czas, poznałam Cullenów… Potem znowu zaczęłam podróżować i trafiłam
tutaj... i spotkałam Eleazar. - Nieoczekiwanie wymienili spojrzenia pełne
czułości. Zagryzłam wargę. Chciałabym tak jak oni czuć, że gdzieś na świecie
jest ktoś, kto mnie kochałby mnie tak mocno jak ja jego. Ale to tylko marzenia...
- Ja nie
wiedziałem, że mam inny wybór – odezwał się Eleazar. Na szczęście nadal nie
patrzyli na mnie.- Wszystkie wampiry twierdziły, iż inaczej się nie da. Gdy
poznałem Carmen postanowiłem spróbować tego co ona. I... I tak jest lepiej. -
Uśmiechnął się promiennie. Pokiwałam głową.
- Nie chcę
mieć nikogo na sumieniu. Może uda mi się, jak Carlisle'owi... - zamilkłam
gwałtownie. Poczułam na sobie badawcze, zaciekawione spojrzenia obojga
wampirów. - Może nie będę musiała nikogo zabijać... - Wzdrygnęłam się.
- Pewnie. -
Powiedziała łagodnie Carmen. - Bello, czy... Czy Cullenowie coś ci zrobili?
Skrzywdzili cię? - wyszeptała z niedowierzaniem.
Wbiłam wzrok w
ścianę i zacisnęłam usta.
- Nie -
odparłam chłodno. - Czy możemy już iść? Męczy mnie pragnienie. - jęknęłam
nagle.
- Oczywiście -
zreflektował się Eleazar, za to jego ukochana nadal przypatrywała się mi z
zaniepokojeniem.- Chodź za nami, Bello - rozkazał, po czym otworzył drzwi i
wyszedł na korytarz. Szybko wyskoczyłam za nim. Carmen po krótkim wahaniu również
do nas dołączyła.
- Aro chciałby
najpierw cię zobaczyć, więc zahaczymy o jego salę tronową… - szepnęła mi do
ucha Carmen.
Skrzywiłam
się. Faktycznie, Eleazar prowadził nas wprost do wielkiej sali.
- Bella! -
zawołał Aro, gdy nas ujrzał. Rozmawiał z jakimiś dwoma damami. Poza nimi, oraz
6-iu wampirów w czarnych lub szarawych pelerynach, w sali nie było nikogo. -
Nie mogłem się doczekać naszego ponownego spotkania, moja droga – oznajmił
uradowany. Podeszliśmy do niego bliżej. W końcu Eleazar i Carmen zatrzymali się
i pochylili z szacunkiem głowy. Szybko zrobiłam to samo, choć niemal oniemiałam
ze zdziwienia, że Volturi powitał mnie tak miło.
- Bardzo mi
miło, ale… Nie mam pojęcia, z jakiego powodu zawdzięczam panu tyle... dobroci -
starałam się odpowiednio dobrać słowa.
Roześmiał się.
- Och, bardzo
mi się spodobałaś. Jesteś naprawdę urocza. Polubiłem cię. - Jego głos pozornie
brzmiał miło. Pozornie, bo wyczułam, iż on coś ode mnie chce i tylko chce mi
się przypodobać.
- Dziękuję –
odparłam, bo czułam, że tego oczekuje. Wolałam nie narażać się na gniew jednego
z najważniejszych postaci w świecie wampirów… W moim świecie.
Kiwnął głową z
satysfakcją.
- Powiedz
mi... Czy wiedziałaś, że jesteś wyjątkowa?
Zmarszczyłam
brwi.
- Wyjątkowa? -
zapytałam ostrożnie. Cóż, zawsze byłam wyjątkową ślamazarą... Nic innego
,,wyjątkowego'' mi nie przychodzi do głowy.
Aro wywrócił
niecierpliwie oczami.
- Tak.
Wiedziałaś, że blokujesz dary mentalne wampirów?
Zaszokowana
otworzyłam usta. To to miał na myśli Eleazar, mówiąc, że mam ,,tarczę’’!
- Jak to?
Nagle do
Wielkiej Sali wkroczyli Kajusz i Marek w towarzystwie trzech strażników.
Najważniejszy
z Volturich (bo takie odniosłam wrażenie) uśmiechnął się szeroko, ignorując
tamtych.
- Masz
niezwykle rzadką umiejętność, Bello. Jesteś, jak to nazywamy, tarczą mentalną.
- Nie miałam
pojęcia... - pokręciłam głową. Czy to dlatego ON nie czytał mi w myślach? - Ale
co z tego?
Aro zrobił
nagle niepewną minę.
- Musisz
wiedzieć, Bello, że ja i moi bracia, Kajusz i Marek – wskazał na siebie i na
nich dłonią - panujemy nad wampirami. Nasz świat obowiązują ścisłe zasady:
najważniejsza to ta, żeby nie ujawniać się ludziom, ale jest też innych parę
reguł, na przykład by nie przemienić małych dzieci w wampiry i inne - Pokiwałam
głową. - A my, Volturii pilnujemy, by te zasady nie zostały złamane. To
niezwykle ważna funkcja - powiedział z satysfakcją.
- Rozumiem –
oznajmiłam z nagłym szacunkiem. W końcu te wampiry poświęciły swoje życie dla
dobra ogółu. - A co to ma ze mną wspólnego?
- Cóż... Pragnąłbym
bardzo, żebyś wraz z nami pilnowała porządku na tym świecie. - Uśmiechnął się
łagodnie.
Kolejne
zaskoczenie!
- Ja... Sądzę,
że to bardzo hojna propozycja, lecz... - zawahałam się. - Czy mogłabym to
trochę przemyśleć?
Na twarzy Ara
pojawił błysk niezadowolenia, lecz szybko zniknął.
- Ależ
oczywiście! Ale wiedz, Bello, że wielce by nas uradowała twoja osoba w naszym
gronie - przymilał się. - A teraz zapewne jesteś strasznie głodna - zmienił
temat. - Oczywiście zadbałem o to, żeby Heidi zostawiła ci kogoś.
Zesztywniałam.
- Słucham? –
szepnęłam.
- Hmm -
zdziwił się Aro. - Każdy wampir potrzebuje pić krew człowieka i...
- Wiem! -
przerwałam mu piskliwie. Niektórzy ze straży aż zachłysnęli się, widząc tą
zuchwałość. Aro zaś uniósł pobłażliwie brwi. - Przepraszam – zreflektowałam
się. - Ale nie chciałabym... Nie chcę korzystać z ludzkiej krwi.
Mała
dziewczynka, posiadaczka najciemniejszej peleryny oprócz trójki Volturich,
prychnęła pogardliwie. Reszta wampirów patrzyło na mnie jak na idiotkę, ze
zdziwieniem, albo z zaciekawieniem.
- Jane,
uspokój się, skarbie - zwrócił się Aro do prychającej. - I reszta też.
Uszanujmy wybór Belli. To jej decyzja i nie proszę z tego nie kpić.
- Daj spokój,
Aro - odezwał się wiekowy Volturi o białych włosach. - To śmieszne! Wiesz, że
wampiry nie akceptują tej diety. I nie rozumieją jej. Dlaczego mamy walczyć ze
swoją naturą?
- Och,
Kajuszu, to już sprawa tych... eee... wegetarianów – rzekł ugodowo Aro. - Ja
nie mam nic przeciwko. Ale, moja droga Bello… - zwrócił się do mnie. - Czy na
pewno rezygnujesz z posiłku, który specjalnie ci zostawiliśmy? - Machnął ręką
na ogromnego wampira, który chyba nazywał się Felix, a ten na chwilkę zniknął
za jakimiś drzwiami, by zaraz pojawić się z młodą kobietą... Z człowiekiem…
Szybko dotarł
do mnie zapach jej cudownej, ciepłej krwi. Jad zebrał mi się w ustach. Wszystko
mówiło mi: Atakuj!!! Na co czekasz?! Niczego nie pragnęłam w tej chwili bardziej, niż zanurzyć
swędzących mnie kłów w jej miękkiej szyi i chłeptać smakowitą ciecz póki się
nie skończy. Jak zaczarowana zrobiłam ku niej kilka kroków rozkoszując się
ludzkim zapachem.
Usłyszałam
pełne zawodu i smutku westchnięcie. Czyżby to była Carmen? Nie obchodziło mnie
to. Chciałam wypić ludzką krew…
Ale nagle
natrafiłam na przerażony wzrok mojej ofiary.
NIE! STOP!
NIE CHCESZ TEGO!!! Nie będziesz potworem! - warknął jakiś zbulwersowany głosik w mojej głowie.
Spanikowana swoim zachowaniem zacisnęłam szczęki i przestałam oddychać.
- Dziękuję za
troskę, lecz nie skorzystam - rzekłam do Ara słabym głosem. - Możecie ją
wypuścić? - poprosiłam.
Zdumienie
wampirów było jeszcze większe.
- Panie? -
niemal zaskomlała mała Jane. - Skoro ona nie chce, to czy ja mogę…?
Aro wypuścił z
płuc powietrze.
- Przykro mi,
Bello - powiedział. - Nie możemy jej wypuścić. Widziała nas. Jane – zwrócił się
do młodej wampirki - możesz się posilić.
Zbulwersowana
tym rozporządzeniem, nawet nie zauważyłam kiedy zadowolona Jane rzuciła się na
kobietę. Ocknęłam się dopiero, gdy usłyszałam jej pełen bólu krzyk. Było już
dla niej za późno.
Niespodziewanie,
nawet dla samej siebie, warknęłam gardłowo. Jane oderwała się od człowieka i
spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Wampirzym tempem zbliżyłam się do niej i…
uderzyłam ją… Nie wiem co we mnie wstąpiło - po prostu ta wiedźma strasznie
mnie zdenerwowała.
Zrobiło się
przeraźliwie cicho. Słychać było tylko nierówny oddech nieprzytomnej kobiety.
Nikt nie oprócz niej nie oddychał. Wszystkich zamurowało.
Jane upuściła
mdlejącą kobietę i zacisnęła pięści, a potem, ku mojemu zdziwieniu, uśmiechnęła
się do mnie anielsko.
Poczułam się
dziwnie - jakbym była szczypana, czy coś. Ale poza tym nic mi się nie działo.
Przekrzywiłam głowę i popatrzyłam na Jane ze zdumieniem. Dlaczego ona się
uśmiechała?
Wampirzyca
wydała z siebie zaskoczone warknięcie.
- Jakim
cudem?!!! – zasyczała, nagle niewyobrażalnie wściekła.
Spojrzałam na
nią podejrzliwie, nie rozumiejąc jej zachowania.
- Panie? Mogę
zabrać Bellę z Eleazarem i Agnes na wegetariańskie polowanie? Zaczyna się
dziwnie zachowywać, może to z powodu pragnienia... - Usłyszałam za sobą
zaniepokojony głos należący do Carmen.
- Oczywiście -
wykrztusił Aro, zaskoczony i jednocześnie zafascynowany zaistniałą sytuacją.
Odwróciłam się
i zerknęłam na zaszokowane i nieco przerażone twarze zgromadzonych wampirów.
- Mogę iść z
nimi? Mogę im się przydać, panie! - Zapalił się jakiś przystojny blondyn.
Rzucił mi niepewny, lecz czarujący uśmiech. Skądś znałam jego głos… Chwila! Czy
to nie on pilnował mnie przez chwilę pod nieobecność Carmen i Eleazara, kiedy
się przemieniałam? Tak, to był on!
-
Niewątpliwie, bacząc na temperament naszej nowonarodzonej. Możesz do nich
dołączyć – zgodził się łaskawie Aro. Ucieszyłam się z tego, bo bardzo fajny był
ten chłopak! Czułam do niego jakąś sympatię. Przypominał mi trochę mojego
najlepszego przyjaciela… Z którym nie wiadomo, co się dzieje…
- Dziękuję –
Lucas uśmiechną się jeszcze szerzej.
- Chodź,
Lucas. Lepiej się pospieszmy – rzucił cicho Eleazar i, wraz z Carmen, Lucasem
oraz jakąś drobną dziewczyną o włosach w kolorze ciemnego blondu, ruszyli w
moim kierunku. Eleazar złapał mnie za ramię i wyprowadził z Wielkiej Sali.
Poszliśmy długim korytarzem i wsiedliśmy do windy. Dopiero wtedy wszyscy się
odezwali…
-
Zwariowałaś?! – pieklił się Eleazar. – Co ty najlepszego wyrabiasz?!
- Ona się
zemści... – zajęczała Agnes.
- Jest
wściekła! – zachichotał Lucas.
- Kajusz
również nie jest zachwycony –skrzywiła się Carmen. - Jak się wnerwi na ciebie,
będziesz miała przechlapane…
- Jak ty to
zrobiłaś? To niesamowite! – piał Lucas.
- Chyba niesamowicie
głupie! – poprawił go poirytowany Eleazar.
- E tam!
Widzieliście jak się zdziwiła? Ha, ha! – Lucas był zachwycony.
- Właściwie,
to marzyłam o kompromitacji tej ździry – przyznała Agnes.
Wszyscy mówili
niemalże równocześnie i w wampirzym tempie. W końcu nie wytrzymałam. Ten gwar
był straszny!
- ZAMKNIJCIE
SIĘ!!! - ryknęłam.
Zamurowało
ich. Winda otworzyła się w totalnej ciszy.
- No. -
mruknęłam z zadowoleniem. – Dziękuję – powiedziałam, po czym miękkim,
sprężystym krokiem wyszłam na korytarz, gdzie była recepcja. Na szczęście wokół
nie było nikogo, oprócz nas.
W końcu ten
blondyn, Lucas, roześmiał się cichutko i ruszył za mną. Po krótkiej chwili
reszta również do nas dołączyła.
-
Przepraszamy, jeśli cię zdenerwowaliśmy - powiedział ostrożnie Eleazar. - Ale
sądzę, że powinnaś przeprosić Jane na oczach wszystkich, nawet jeśli by to było
coś w rodzaju ,,Sorry, trochę mnie poniosło, jestem nowonarodzona’’.
Prychnęłam.
- Mam
przeprosić taką... – pokręciłam głową, bo z oburzenia zabrakło mi odpowiednich
epitetów.
- Wywłokę?
Ździrę? Sukę? - Podpowiadał mi z niewinnym uśmieszkiem Lucas.
Kiwnęłam
głową. Poczułam, że usta wyginają mi się w lekkim uśmiechu, po raz pierwszy od
baaaardzo długiego czasu. W tym wampirze było coś, co sprawiało, że mnie
rozbawiał. Można było się przy nim wyluzować.
Agnes
zadrżała, najwyraźniej wpadło jej coś przykrego do głowy.
- Dobrze by
było, jakbyś jednak ją przeprosiła… bo wiesz... ona jest ulubienicą Ara... -
szepnęła.
- Coś mi się
zdaje, że już nie - stwierdziła Carmen przyglądając mi się smutno.
- Co przez to
rozumiesz? - Zaciekawił się Eleazar.
Właśnie
wyszliśmy z zamku wprost na ciemną, pogrążoną w ciszy ulicę Volterry. Na
szczęście była grubo po północy i w okolicy nie pałętał się żaden człowiek. Z
ulgą wdychałam rześkie, nocne powietrze.
Ku mojemu
zdziwieniu, w mroku widziałam zaskakująco dobrze. Wszystko było naprawdę bardzo
wyraźne, wydawało mi się tylko, że budynki i przedmioty były jakby takie
szarawe. Ciekawe.
- Aro bardzo
się zainteresował Bellą... – wyjaśniła Carmen. - Jej dar jest niezwykły. No i
na dodatek jej zachowanie! To go rajcuje. I prawdę mówiąc, wcale mu się nie
dziwię. Pierwszy raz widziałam u NOWONARODZONEGO wampira takie zachowanie.
Moje
odprężenie natychmiast zniknęło. Zaniepokojona zmarszczyłam brwi.
- Ucieszyło go
to, że uderzyłam jego ulubienicę? - zdziwiłam się.
- Nie.
Ucieszyło go to, że naprawdę nie działa na ciebie żaden ,,mentalny'' dar. Twój
umysł jest całkowicie osłonięty, bezpieczny. No i zachwyciła go twoja
wytrzymałość i silna wola. Nie każdy, nawet dorosły wampir mógłby się
pohamować, gdyby przed nim stał człowiek z ciepłą, słodką krwią, aż proszącą
się, by ją wypić. Tak, to niewątpliwie wszystkich zaskoczyło.
- Fakt. -
mruknął Lucas. – Nowa, jesteś niesamowita! - mrugnął do mnie wesoło.
Czekałam na
to, że na moje policzki wpłynie zdradliwa czerwień i wszyscy zobaczą, jaka
jestem zawstydzona tym komplementem. Lecz nic takiego się nie wydarzyło. Przecież
jestem wampirem, pomyślałam ze smutkiem ale i jednocześnie z radością, że
nie moich uczuć i emocji nie już nie wyda moje biedne, niegdyś stale
przyspieszające serce.
- Dziękuję -
wybąkałam. - Gdzie więc jest jakiś las i zwierzyna?
- Wiele
kilometrów za miastem. - odpowiedział Eleazar. - Biegniemy?
- Jasne! –
Zgodził się szybko Lucas i gwałtownie przyspieszył. Pędził niesamowicie szybko,
jak... Jak ON i Jego Rodzina... Zacisnęłam zęby, czując, że zalewa mnie fala
bólu, tak jak zawsze, gdy Ich wspominałam. Czy to się kiedyś skończy?
Nie, nie chciałam o Nich zapomnieć, nigdy w życiu, ale pragnęłam nie odczuwać
tej rozpaczy i smutku...
- Bello?
Wszystko gra? - Szepnęła do mnie Carmen.
Wysiliłam się
na sztuczny uśmiech.
- Tak-
odpowiedziałam, po czym popędziłam za Lucasem, Eleazarem i Agnes, którzy
zdążyli już nas nieźle odstawić.
Szybkość była
zachwycająca. Czując wiatr we włosach uśmiechnęłam się szeroko, tym razem
szczerze. Poczułam się wolna i (chwilowo) szczęśliwa. Upajałam się tym cudownym
uczuciem.
Wkrótce, ku
mojemu rozczarowaniu, bo chciałabym tak biec w nieskończoność, dotarliśmy do lasu.
No to zaraz
zacznie się moje pierwsze wampirze polowanie...
***
No to na tyle ;D
Przepraszam, że tak późno dodałam nocię,
ale musiałam pomagać mamie w kuchni J
Życzę WESOŁYCH ŚWIĄT! :D
A także : zdrowia, zdrowia, i jeszcze raz
pieniędzy :p szczęścia, trafionych prezentów i wspaniałych chwil spędzonych z rodziną
J
Rozdział boski
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na nn
Życze weny
Oraz wszystkiego najlepszego z okazji Świąt i Nowego Roku:*
Bella wampirem!! Super:) Czyżby Lucas coś poczuł do Belli?? I co z Jacobem?? Czekam na nn i życzę Wesołych Świąt i udanego Sylwestra:P Buziaczki...
OdpowiedzUsuńNo i na kolejnym blogu kolejny cudowny rozdział. Jejku normalnie super pomysł miałaś z tym blogiem.. Bardzo mnie ciekawi co będzie dalej i jak to wszystko będzie wyglądało. Czy Bella opowie o wszystkim Carmen.? Jestem mega ciekawa. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam oraz życzę Wesołych Świąt i udanego Sylwka. :**
OdpowiedzUsuńSuper Bells wampirem.!!! Kiedy pojawi sie Edward i jego rodzinka.??? I co z naszym kochanym wilczkiem.??? Już nie mogę doczekać sie nn!!!
OdpowiedzUsuńŻyczę Wesołych Świąt i udanego Sylwestra !!!
Całusy Beata !!!!
UsuńFajnie,że Bella jest wampirem! Ale co z Edwardem?
OdpowiedzUsuńNotka super . Bela wampirem: I Like xD. Mam nadzieję że Bella nie przyjmie propozycji Ara i spotka niedługo Cullenów. Ogolnie opowiadanie jest zajebiste. Już nie mogę doczekać się następnej notki. Życzę duzoooo weny ;P
OdpowiedzUsuń~ Fanwampir ;]
Zapraszam na mojego bloga ;))
OdpowiedzUsuńhttp://wszystko-na-lepsze-zmienione.blogspot.com
Hej u mnie nn!! Zapraszam:) zmierzch-poczatek.bloog.pl
OdpowiedzUsuńBoże, Bella wymiata !!!
OdpowiedzUsuńON- ten którego imienia nie można wymawiać ^.^
Rozdział jest zajebisty.
Jagoda <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper!<3<3
OdpowiedzUsuń